– Żadna z dotychczasowych czterech akcji oddłużania szpitali nie spowodowała zmniejszenia wierzytelności placówek. Albo kolejne rządy stosowały zbyt liberalne wymogi dla placówek, jakim oferowano pomoc publiczną, albo potem nie dbano o realizację założonych planów naprawczych – tłumaczy Wojciech Misiąg, ekonomista Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.
W instytucie zakończono właśnie projekt „Zarządzanie środkami publicznymi w polskich szpitalach”. Eksperci IBnGR przeanalizowali sytuację finansową w prawie 500 szpitalach. – W każdym województwie jest jeden lub kilka szpitali znacznie bardziej zadłużonych niż reszta. Nie różnią się one istotnie pod względem wielkości, za to najczęściej krócej leczą pacjentów niż pozostałe – stwierdza Misiąg. Zwraca także uwagę na znaczące różnice zadłużenia w poszczególnych regionach. W Opolskiem na mieszkańca przypada niespełna 100 zł, a w woj. lubuskim – ponad 470 zł.
– Wniosek, że przyczyną wszystkich kłopotów finansowych szpitali są zbyt małe pieniądze przeznaczane na opiekę zdrowotną, jest zbyt uproszczony – zaznacza Misiąg.
Według IBnGR szpitale wykorzystywały pieniądze uzyskane w ramach akcji oddłużeniowej do spłacenia najbardziej pilnych, wymagalnych długów, ale nie zmniejszały zadłużenia ogółem. I tak na koniec 2007 r. zadłużenie placówek ochrony zdrowia wynosiło ponad 9 mld zł, w tym 2,5 mld zł długów wymagalnych.
Z analizy sytuacji w szpitalach wynika, że co piąty nie ma długów. Za prawie połowę zadłużenia odpowiada 50 najbardziej zadłużonych placówek. – Najwięksi dłużnicy mają długi 3,5 razy większe niż ich roczne przychody – relacjonował Misiąg.