JP Morgan zawsze był bezwzględny w tym, co robił. Konkurencja z Wall Street oskarża go o doprowadzenie do upadku banku Lehman Brothers. Uznano, że ostateczne kłopoty jednej z legend amerykańskiej bankowości i moment „odpalenia” obecnego kryzysu wiążą się z zamrożeniem przez JP Morgan 17 mld dolarów w gotówce w obligacjach, jakie posiadał Lehman w piątek 12 września. Lehman upadł w sobotę 13 września, a w poniedziałek potoczyła się lawina upadłości, gotówka zaś w mgnieniu oka wyparowała z rynków kredytowych. W sprawie tej upadłości toczy się dochodzenie prokuratorskie, a odszkodowania domagają się banki ze wszystkich kontynentów.
JP Morgan Chase od roku 1991 połknął cztery największe i najstarsze instytucje finansowe z Wall Street: Chase Manhattan Bank, Chemical Bank i Manufacturer Hanover Bank, w 2004 połączył się z Bank One, a fuzja o wartości 58 mld dolarów pozostaje rekordem na rynku. W tym czasie nastała era prezesa Jamie’ego Dimona, który został wcześniej usunięty z Citigroup przez Sanforda I. Weilla. Dimon został prezesem Bank One, a po fuzji prezesem JP Morgan Chase. I mimo że odziedziczył bank, który już był wielkim konglomeratem instytucji finansowych, bardzo ostrożnie podchodził do kolejnych połączeń.
Aż nadarzyła się w tym roku wyjątkowa okazja. „Ktoś” doprowadził do znacznego obniżenia kursu Bear Stearns w marcu 2008 roku. „Cudem” pojawił się zbawca – JP Morgan, który za pieniądze podatników, bo pożyczone od Rezerwy Federalnej 55 mld dolarów, kupił upadającego konkurenta. Transakcja przeprowadzona przy wykorzystaniu „lewarowania finansowego” do złudzenia przypominała przejęcie przez Johna Pierponta Carnegie’ego Steela i stworzenie US Steel. Dimon także wyszedł z tej transakcji jako zwycięzca – dostał pieniądze, podatnicy pozostali z ryzykiem, jakim jest obciążona ich pożyczka.
Podobną taktykę zastosował wobec banku depozytowego Washington Mutual (Wa-Mu), który przejął jesienią tego roku. Z jednym wyjątkiem – tam klientami nie były banki, czyli konkurencja, ale prywatni ludzie. To dlatego Dimon, starając się poprawić wizerunek bezwzględnego bankiera, rzucił trochę kredytów, powstrzymał przejmowanie nieruchomości przez wierzyciela, kiedy rynek rzeczywiście się załamał i uratował od bankructwa 650 tysięcy właścicieli domów. Na rynku uznano, że musiał to zrobić, bo taki był rachunek, jaki Departament Skarbu i Fed wystawiły Dimonowi za zgodę i pomoc w przejęciu Bear Sternsa i Wa-Mu. Ale Dimon i na tym zarobił, bo powstrzymał spadek kursu akcji JP Morgan, czego nie udało się na przykład Citigroup.
[srodtytul]Stołek przeszedł koło nosa[/srodtytul]
Głośnych wątpliwych transakcji w wykonaniu JP Morgan było wiele więcej. Mechanizm zawsze taki sam: rozprzestrzenianie nieprawdziwych negatywnych informacji i korzystna dla JP Morgan transakcja finansowa.
Jesienią tego roku na biurko Dimona zaczęły napływać listy z pogróżkami. OKRADŁEŚ Z PIENIĘDZY DZIESIĄTKI TYSIĘCY LUDZI. PRZYSZEDŁ CZAS ZAPŁATY! – napisał jeden z nadawców, a tekst roił się od błędów ortograficznych. W innym liście zawierającym ostrzeżenie: TO, CO WŁAŚNIE WDYCHASZ, SPOWODUJE, ŻE UMRZESZ W CIĄGU 10 DNI!, znajdował się biały proszek. Nie wiadomo, czy Dimon przeczytał którykolwiek z tych listów ani czy proszek rzeczywiście był trucizną, w każdym razie otrzymał silniejszą ochronę. Niemniej jednak to właśnie Dimon uważany jest dzisiaj w swoim środowisku za człowieka, który w największej mierze przyczynił się do złagodzenia obecnego kryzysu.
JP Morgan praktycznie nie był zaangażowany w kredyty wysokiego ryzyka na amerykańskim rynku nieruchomości (znanych jako subprime), bo jego pracownicy bardzo skrupulatnie śledzili wszystkie dokumenty i uznali ryzyko takich inwestycji za zbyt wysokie. Amerykański „Fortune” cytował Jamie’ego Dimona, który miał wówczas powiedzieć: „Natychmiast musimy się pozbyć tego produktu. Z tego jeszcze będzie wielki smród”. To polecenie zapamiętali jego pracownicy przez następne lata. Kiedy jakieś obligacje wydawały im się zbytnio związane z subprime, po prostu pozbywali się ich jak najszybciej.
Dimon miał jednak nadzieję, że historia zatoczy koło i zostanie wynagrodzony za swoją inicjatywę podczas obecnego kryzysu, a prezydent elekt Barack Obama mianuje go sekretarzem skarbu, czyli da kluczowe obecnie stanowisko w zarządzaniu gospodarką. Tak się nie stało. Nowa administracja negatywnie oceniła pazerność JP Morgan i rolę jego szefa w finansowym zamęcie na rynku. Sekretarzem skarbu zostanie kto inny.
Natomiast światowi finansów pozostała do zapamiętania jedna reguła, która się sprawdziła w poprzednich kryzysach: zanim nowe ceny akcji, obligacji, walut nie zostaną trwale ustanowione, a panika kredytowa nie opadnie, instytucje finansowe pozostaną niewzruszone wydarzeniami na rynku.
I im wcześniej zostaną ustalone nowe ceny, tym prędzej rozpocznie się odbudowa gospodarki. Nie pomogą w tym żadne pakiety pomocowe na świecie. Bo gospodarcza odnowa jak zwykle musi się rozpocząć w Ameryce.