Skutek jest taki, że Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości i Ministerstwo Gospodarki, które dysponują ok. 4 mld euro dla firm w ramach programu „Innowacyjna gospodarka”, nie są w stanie wykonywać części swoich obowiązków. Nie mogą zacząć zbierania wniosków na dotacje, choć PARP miała to zrobić w styczniu. A to z kolei wstrzymuje inwestycje firm.

– Z przykrością dowiadujemy się, że termin składania wniosków został przesunięty ze stycznia na I kwartał tego roku – mówi Grzegorz Kołodziej, dyrektor ds. funduszy UE w firmie ComArch. Com-Arch, podobnie jak inne duże firmy przygotowujące projekty badawczo-rozwojowe, jest w szczególnie trudnej sytuacji. W ubiegłym roku konkurs na tego typu dotacje w ogóle odwołano.

Zamieszanie związane jest z unijnym rozporządzeniem, zgodnie z którym stare zasady przestały obowiązywać wraz z końcem 2008 r. Nowych Ministerstwo Rozwoju Regionalnego jeszcze nie zdążyło przenieść do polskiego prawa. – Przedłużający się proces legislacyjny jest pewnym zaskoczeniem, nowe procedury są oficjalnie znane od sierpnia. Co więcej, zmiany nie są rewolucyjne – zauważa Magdalena Burnat-Mikosz, partner w Deloitte.

MRR broni się, że opóźnienie może być korzystne dla firm. – W nowelizowanym rozporządzeniu postanowiliśmy zawrzeć też ułatwienia będące owocem pracy zespołu „Proste fundusze” – mówi Jarosław Pawłowski, wiceminister rozwoju. To jedna z przyczyn poślizgu. – Oczywiście wolelibyśmy, aby rozporządzenie weszło w życie już, ale wydaje się, że korzyści przewyższają ewentualne straty – dodaje. Jego zdaniem, nowela zacznie obowiązywać w lutym i wtedy też firmy będą mogły składać wnioski o dotacje.