Gdy szef Bank of America zapowiedział pod koniec września, że chce pobierać od klientów 5 dol. (ok. 16 zł) miesięcznie za używanie kart debetowych, w USA rozpętała się prawdziwa burza. Głosy oburzenia płynęły z Białego Domu, Kapitolu i od klientów banku. Na forach internetowych i w mediach społecznościowych szybko zaroiło się zaś od wpisów zirytowanych byłych klientów BoA, którzy zlikwidowali swoje konta i przenieśli rachunki do unii kredytowych lub małych, lokalnych banków, które opłat za używanie karty debetowej nie pobierają. Najbliższą sobotę ogłosili zaś dniem zmiany banku. – Klienci jasno powiedzieli, że się na takie opłaty nie godzą – tłumaczy Patricia Hewitt, specjalistka od kart debetowych w Mercator Advisory Group Inc. cytowana przez „The Wall Street Journal".

Z programu pilotażowego, którego celem było wprowadzenia miesięcznej opłaty za kartę debetową, wycofały się więc w weekend JPMorgan Chase (największy bank w USA) oraz Wells Fargo. Również Region Financial oraz SunTrust oświadczyły, że zaprzestaną obciążania klientów kosztami używania tych kart. SunTrust od dziś przestanie pobierać takie opłaty, zwróci je również  klientom, którzy wcześniej zostali nimi obciążeni. Inne banki – np. Citigroup i PNC Financial – od kilku tygodni chwalą się, że nie będą kazały sobie płacić  za używanie karty debetowej.  We wtorek pole bitwy o opłaty opuścił ostatni bankowy gigant: Bank of America. „Przez ostatnich kilka tygodni bardzo uważnie słuchaliśmy naszych klientów i uznajemy ich obawy dotyczące opłaty za używanie karty debetowej. W rezultacie nie pobieramy teraz takiej opłaty i nie mamy planów jej wprowadzenia" – czytamy w oświadczeniu. Szefowie banku uznali, że zyski z opłat nie są warte utraconej reputacji. Analitycy nie mają wątpliwości, że bankowcy będą wprowadzać inne opłaty, tyle że zrobią to stopniowo.

Eksperci zwracają uwagę na siłę klientów w czasach mediów społecznościowych. Elektroniczną petycję studentki Molly Katchpole poparło ponad 300 tys. osób, co zauważyły największe amerykańskie media.

—Jacek Przybylski z Waszyngtonu