eputacja strażnika franka została poważnie nadszarpnięta, kiedy wyszło na jaw, że w sierpniu na trzy tygodnie przed największą od kilkudziesięciu lat interwencją Narodowego Banku Szwajcarii (SNB)  na rynku walutowym jego żona Kashya Hildebrand kupiła pół miliona dolarów. Wyjaśniła to naturą biznesu, którym się zajmuje, a prowadzi dom aukcyjny, gdzie transakcje zawierane są właśnie w walucie amerykańskiej.

Dochodzenie wewnętrzne przeprowadzone w SNB nie wykazało jakoby prezes dopuścił się jakichś nieprawidłowości, ale instytucja ta znalazła się pod presją niektórych wpływowych środowisk, zaś parlamentarzyści i naukowcy twierdzą, że bank centralny powinien zerwać z kulturą dyskrecji i prowadzić bardziej otwartą politykę informacyjną . Po kilku dniach zamieszania SNB ogłosił tylko jakimi zasadami powinni kierować się jego pracownicy w zarządzaniu swoimi osobistymi finansami.

Georg Lutz, politolog z uniwersytetu w Lozannie krytykuje postępowanie SNB . Uważa, że instytucja ta zachowała się niefortunnie w sprawie Hildebranda i zareagowała zbyt późno. Twierdzi wręcz, że jeśli burza medialna nie ucichnie Hildebrand powinien rozważyć rezygnację ze stanowiska. – Utrata zaufania jest tak dramatyczna, że  może zagrozić reputacji banku centralnego – ocenia. Konferencja prasowa Hildebranda spodziewana jest o 16.