Gdy z początkiem 2011 roku Stuart Gulliver obejmował stanowisko prezesa w HSBC, wydawało się, że w bankowości trudno o lepszą posadę.
Brytyjski kredytodawca, pod względem wartości aktywów drugi największy w Europie, podczas kryzysu finansowego okazał się bastionem stabilności. Nie tylko nie wymagał rządowej pomocy, ale nawet był w stanie zwiększać zyski, m.in. dzięki koncentracji na rynkach wschodzących. Skutecznie unikał też skandali, które w ostatnich latach raz po raz uderzały w reputację banków. Docenili to inwestorzy. Kapitalizacja HSBC wynosi dziś ponad 150 mld dol., podczas gdy drugi pod tym względem bank w Europie, hiszpański Santander, wyceniany jest na jedną trzecią tej kwoty. Pod kierownictwem Gullivera, dystans dzielący HSBC od europejskich rywali jeszcze się powiększył.
W tym tygodniu sielanka się jednak skończyła. W poniedziałek komisja śledcza amerykańskiego Senatu opublikowała kilkusetstronicowy raport dowodzący, że HSBC wskutek swoich zaniedbań był wykorzystywany przez kartele narkotykowe do prania brudnych pieniędzy. Prowadził też interesy z instytucjami finansującymi terrorystów oraz umożliwiał reżimom w Iranie i na Kubie omijać sankcje finansowe nałożone przez USA. Z raportu wynika, że zarząd banku ignorował pojawiające się od co najmniej dekady sygnały o nieprawidłowościach. Nie stosował się też do powszechnie przyjętych praktyk, które mogłyby im zapobiec. Nie uznał np. Meksyku za kraj podwyższonego ryzyka, co zmusiłoby go do wprowadzenia tam zaostrzonych środków bezpieczeństwa przeciwko praniu brudnych pieniędzy.
W związku ze skandalem ze stanowiska zrezygnował już David Bagley, dyrektor odpowiedzialny za zgodność działań HSBC z przepisami. Ale nadszarpnięta została również reputacja prezesa. Jak powiedział przewodniczący senackiej komisji śledczej Carl Levin, problemy banku to skutek „głęboko skażonej kultury w HSBC".
Tymczasem 53-letni Gulliver jest w tej kulturze zanurzony od ponad trzech dekad, od początku swojej kariery w bankowości. Trafił tam w 1980 r. prosto z Uniwersytetu Oksfordzkiego, gdzie studiował prawo i trenował boks. Od tego czasu kolejno przechodził wszystkie szczeble bankowej hierarchii. Zanim awansował na sam szczyt, był szefem bankowości inwestycyjnej, która pod jego rządami była najszybciej rozwijającym się obszarem działalności HSBC. Już wtedy należał do najlepiej opłacanych członków zarządu banku.