Cypr i jego międzynarodowi pożyczkodawcy uzgodnili w weekend, że w zamian za 10 miliardów euro pomocy z zagranicy rząd obciąży podatkiem wszystkie depozyty w bankach na wyspie. Ta informacja nie tylko zbulwersowała Cypryjczyków, ale również rozbudziła obawy depozytariuszy w innych słabszych krajach eurolandu oraz zaniepokoiła inwestorów, obawiających się, że ten precedens może doprowadzić do nowych zawirowań na rynku. Euro wyraźnie się osłabiło w poniedziałek rano.
Cypryjski parlament ma w poniedziałek po południu zdecydować, czy obciążyć depozytariuszy częścią kosztów stworzenia funduszu pomocowego, przeznaczonego przede wszystkim na rekapitalizację banków. Wobec protestów ministerstwo finansów Cypru rozpoczęło w niedzielę negocjacje z pożyczkodawcami, by zmniejszyć uciążliwość podatku dla mniejszych depozytariuszy.
Osoba zorientowana w negocjacjach poinformowała Reutera, że rząd chciałby obniżenia podatku do 3,0 procent z 6,7 procent dla depozytów do 100.000 euro. W zamian stawka dla większych depozytów wzrosłaby do 12,5 procent z 9,9 procent. Rzecznik unijnego komisarza do spraw gospodarczych i walutowych Olliego Rehna powiedział, że zmiany stawek dla poszczególnych grup depozytariuszy byłyby do zaakceptowania, o ile dadzą ten sam efekt finansowy.
Informacje o podatku sprawiły, że Cypryjczycy w weekend zaczęli masowo wybierać pieniądze z bankomatów. Poniedziałek jest na Cyprze świętem. Decyzja o opodatkowaniu musi zostać zatwierdzona, zanim we wtorek ponownie otworzą się banki. Wybrany ledwie trzy tygodnie temu prezydent Nicos Anastasiades poinformował, że opodatkowanie depozytów jest alternatywą dla bankructwa kraju.
W telewizyjnym orędziu ocenił, że jest to środek dotkliwy, ale "w dłuższym terminie ustabilizuje gospodarkę i pozwoli jej wyjść na prostą". Rekompensatą dla depozytariuszy, którzy stracą pieniądze, mają być akcje banków komercyjnych, a zwroty z akcji mają być gwarantowane z oczekiwanych przyszłych przychodów z wydobycia odkrywanych złóż gazu ziemnego, powiedział Anastasiades.