Na szczycie Unii Europejskiej w czwartek i piątek przywódcy Wspólnoty mają zdecydować o kolejnych etapach integracji strefy euro, otwartych również dla krajów bez wspólnej waluty. Jeden z nich to tzw. umowy partnerskie (wcześniej planowane jako kontrakty), w których kraj zobowiązywałby się do przeprowadzenia pewnych reform w zamian za wsparcie finansowe.
Jakie to dokładnie będzie wsparcie, tego na grudniowym szczycie UE jeszcze się nie dowiemy. Ale na pewno nie ma mowy o osobnym budżecie strefy euro, ani o żadnych wielkich pulach pieniędzy z unijnego budżetu. – Z dyskusji do tej pory najbardziej realna wydaje się polska propozycja pożyczek – mówi "Rz" wysoki rangą dyplomata UE.
Polacy posłużyli się tu przykładem z własnych doświadczeń, gdy w okresie transformacji dostawaliśmy pieniądze od Banku Światowego na konkretne reformy. Taki też jest pomysł partnerstwa: reformy wymyślone w kraju, nie narzucone, ale skonsultowane z Brukselę i wsparcie finansowe w postaci atrakcyjnie oprocentowanych pożyczek.
Umowy partnerskie mają być uzupełnieniem dotychczasowych zasad, które przewidują tylko sankcje, bez nagradzania ambitnych reform. Byłyby szczególnie atrakcyjne dla krajów, które muszą płacić więcej za finansowanie na rynku niż np. Niemcy, czy Francja. Idealnym kandydatem byłaby w tym przypadku np. Hiszpania. realizuje dobrą politykę budżetową, pilnuje oszczędności, ale potrzebuje jakichś ulg na przeprowadzenie potrzebnych reform strukturalnych - wyjaśnia dyplomata. Umowy partnerskie mają być obowiązkowe dla krajów strefy euro i otwarte dla tych, które przyjmą euro w przyszłości, a więc np. dla Polski.
Drugim elementem dyskusji przywódców będzie unia bankowa, a konkretnie jej drugi etap – mechanizm uporządkowanej likwidacji banków. Jeszcze dziś na nadzwyczajne spotkanie zjeżdżają do Brukseli ministrowie finansów, którzy muszą ustalić szczegóły. Kluczowym problemem jest opór Niemiec wobec stworzenia budżetowego zabezpieczenia dla sektora bankowego.