W ubiegłym tygodniu politycy i szefowie firm we Francji zażądali położenia kresu dominacji waluty amerykańskiej na świecie, a tym samym amerykańskiego systemu bankowego, po ukaraniu przez sąd w Nowym Jorku banku BNP Paribas grzywną prawie 9 mld dolarów za prowadzenie interesów z Sudanem, Iranem i Kubą. Mimo irytacji na zasięg amerykańskich sankcji większość bankierów uważa ich zmianę za pobożne życzenie.
Zamiast tego największe instytucje kredytowe w Europie i Azji w reakcji na ciągłe kary orzekane w Stanach starają się coraz bardziej dostosować do amerykańskich ustaw i ograniczać działalność w krajach, które nie podobają się Waszyngtonowi, bo nie chcą ryzykować jego gniewu, a w najgorszym przypadku groźby wykluczenia z systemu dolarowego.
Organy nadzoru poza USA zaczynają szukać sposobów ochrony własnych banków i rynków przed konsekwencjami dużych kar amerykańskich. Na razie jednak każdy bank ma mały wybór poza podążaniem drogą wytyczoną przez Waszyngton.
— Żądania wobec banków, by znały klientów ich klientów nawet w krajach, gdzie zwykle nie ma takich dokumentacji oznaczają, że banki mają niewielki wybór poza zakończeniem takich powiązań albo narażać się na grzywny, szkodzące ich bilansom — stwierdził prezes Zrzeszenia Brytyjskich Bankierów (BBA), Anthony Browne.
BBA szacuje, że zachodnie banki zlikwidowały setki powiązań z bankami korespondencyjnymi na wschodzących rynkach, co zaszkodziło firmom, rządom i ludziom w uboższych krajach.