Główna stopa pozostaje więc na poziomie 0 proc., a depozytowa minus 0,4 proc. Skup aktywów nadal będzie wynosił 80 mld euro miesięcznie i ma potrwać do marca 2017 r. EBC nie zdecydował się więc na jego przedłużenie, choć zastrzegł, że w razie potrzeby może on potrwać dłużej. Tekst komunikatu z czwartkowego posiedzenia EBC niemal się nie zmienił w porównaniu z tekstem z lipca. Wprowadzono za to nieznaczne zmiany do prognoz gospodarczych, a na konferencji prasowej Draghi unikał wszelkich, nawet mglistych deklaracji, które mogłyby zostać odczytane jako zapowiedź nasilenia działań stymulujących gospodarkę.

Draghi kieruje Europejskim Bankiem Centralnym już od prawie pięciu lat. Przeprowadził go przez najcięższy okres kryzysu w strefie euro i wielokrotnie, wbrew obiekcjom niemieckich decydentów, nie wahał się sięgać po niekonwencjonalne działania, takie jak skup rządowych obligacji czy obniżenie stopy depozytowej na „negatywne terytorium". Miarą jego sukcesu może być to, że gdy obejmował kierownictwo w EBC, powszechnie się spodziewano, że Włochy i Hiszpania podzielą los Grecji, a strefa euro zacznie się rozpadać, a teraz niemal wszystkie państwa Eurolandu korzystają z rekordowo niskich, czasem wręcz ujemnych rentowności obligacji, a gospodarka strefy euro przechodzi ożywienie. Draghi zyskał przez to przydomek „Super Mario".

Wielu ekonomistów wskazuje, że choć polityka pieniężna EBC pomogła strefie euro uniknąć pogrążenia się w głębokim kryzysie, to sama nie wystarczy, by przyspieszyć wzrost gospodarczy oraz inflację. Muszą jej towarzyszyć działania fiskalne. Szef EBC myśli podobnie, ale przecież nie zmusi do niczego Angeli Merkel...

Draghi, jeszcze zanim został prezesem EBC, miał opinię technokraty i specjalisty od „finansowej alchemii". W latach 1991–2002 był dyrektorem generalnym włoskiego ministerstwa skarbu. Rządy się zmieniały, upadały całe układy polityczne, a Draghi niewzruszenie trwał na stanowisku. Odpowiadał wszak za wielki program prywatyzacji, mający zmniejszyć włoski dług publiczny, tak by Włochy mogły przystąpić do strefy euro. Pod nadzorem Draghiego z państwowych w prywatne ręce przeszło około 15 proc. włoskiego PKB. Dobrze zarobiło na tym wielu prywatnych inwestorów oraz banki inwestycyjne, zatrudnione przez resort skarbu jako doradcy. Oczywiście nie zawsze te zarobki były uczciwe. Pracę Draghiego doceniono jednak w Goldman Sachs, gdzie zatrudniano go w latach 2002–2005 z wynagrodzeniem wynoszącym 10 mln dol. rocznie. Był wiceprezesem w londyńskiej filii banku, w czasie gdy sprzedawała ona Grecji i Włochom derywaty mające pomagać zmniejszać na papierze dług publiczny (Draghi oficjalnie nie brał w tym udziału). W grudniu 2005 r. został szefem Banku Włoch.

W 2011 r. typowano go na technokratycznego premiera Włoch, który mógłby pokierować krajem w miejsce Silvio Berlusconiego. Co ciekawe, sam wcześniej pomógł obalić nielubianego w Brukseli „Boskiego Silvio". Jako prezes Banku Włoch i członek władz EBC podpisał się obok ówczesnego szefa EBC Jeana-Claude'a Tricheta pod listem naciskającym na włoski rząd, by przyspieszył reformy fiskalne w momencie, gdy zagrożona była koalicyjna większość w parlamencie. Ostatecznie trafił jednak do EBC z zadaniem ratowania strefy euro.