Czy inwazja Izraela na Liban jest początkiem wielkiej wojny regionalnej na Bliskim Wschodzie?
Do tego jeszcze daleko. Jest to na pewno nowa wojna. Na razie mamy do czynienia z inwazją Izraela na południowy Liban, której celem jest wyparcie sił Hezbollahu z terenów granicznych. Nie wiadomo jednak, jakie działania podejmą inni aktorzy na Bliskim Wschodzie. Problem w tym, że Hezbollah odgrywa rolę pierwszej linii obrony Iranu. Jeżeli zostanie dodatkowo osłabiony, Iran poczuje się zmuszony do reakcji w postaci ustanowienia innego środka odstraszania. Może na przykład przyśpieszyć program nuklearny, starając się uzyskać broń atomową. Bezpośrednie zaangażowanie się Iranu obecnie jest jednak mało prawdopodobne.
Być może Iran postara się zmobilizować przeciwko Izraelowi wszystkie siły swych sojuszników z tzw. osi oporu?
Nie sądzę. Groźną siłą są bojownicy Huti, którzy mogą zwiększyć swą militarną aktywność, ostrzeliwując Izrael, lecz izraelskie lotnictwo jest w stanie się z tym uporać. Rola Huti polega obecnie na blokowaniu Cieśniny Tirańskiej, co ma negatywny wpływ na światową gospodarkę.
Czytaj więcej
Przez rok Izraelowi nie udało się zrealizować celów wojny w Strefie Gazy, w tym dobić Hamasu. Jak miałoby mu się udać na trwałe zlikwidować zagrożenie ze strony silniejszego libańskiego Hezbollahu?
Można oczekiwać, że Izrael ograniczy swą lądową operację przeciwko Hezbollahowi do południa Libanu, konkretnie do rzeki Litani?
Inaczej niż w przypadku Hamasu w Gazie celem Izraela nie jest całkowita likwidacja zdolności bojowej Hezbollahu. Chodzi przede wszystkim o wypchnięcie Hezbollahu poza rzekę Litani. Nie wiadomo, czy Izrael zamierza okupować ten obszar, czy też nie. Nie wydaje się jednak, aby istniał jakiś konkretny plan na później. Wszystko zależy od tego, jaki opór jest w stanie stawić Hezbollah. Zdobył wprawdzie doświadczenia bojowe w Syrii, gdzie walczył po stronie prezydenta Asada, lecz jego siła bojowa jest właśnie testowana.