„Rz” dowiedziała się, że Ministerstwo Finansów cofnęło w listopadzie obu uczelniom upoważnienia na prowadzenie badań, na podstawie których rejestrowane są automaty i urządzenia do gier losowych. Tę informację potwierdziła rzeczniczka ministerstwa Magdalena Kobos.
– Otrzymaliśmy powiadomienie z Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku, że dochodziło tam do naruszeń prawa przez trzy osoby, które prowadziły badania – wyjaśniła.
[srodtytul]Maszyny do wyższych wygranych[/srodtytul]
Prokuratorzy z Podlasia prowadzący śledztwo w sprawie afery hazardowej sprawdzili ok. 300 automatów w 13 województwach. Na podstawie badań maszyn stwierdzili, że w ich oprogramowanie ktoś mógł ingerować. To naprowadziło ich na trop osób wydających certyfikaty automatom.
W październiku śledczy zatrzymali dr. Artura D. z Politechniki Warszawskiej, dr. hab. Włodzimierza F. z Politechniki Łódzkiej i Artura D., pracownika prywatnego przedsiębiorstwa, który współpracuje z łódzką uczelnią.
– Zatrzymani usłyszeli zarzuty, że dopuszczali do rejestracji automaty o niskich wygranych, na których w rzeczywistości można było uzyskiwać wygrane wyższe niż 15 euro (a tyle dopuszcza prawo – red.) – mówi Janusz Kordulski, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku. – Ponadto użytkownicy mogli mieć dostęp do urządzeń elektronicznych, dzięki czemu bez przeszkód mogli zmieniać oprogramowanie.
Po co? To pozwalało im zwiększyć stawki i wygrane.
O tym, że po niewielkich przeróbkach maszyny mogły służyć do gry o wiele wyższe stawki, są przekonani policjanci z Centralnego Biura Śledczego, którzy rozpracowują aferę hazardową operacyjnie.
– Według naszej wiedzy większość automatów w Polsce została w ten sposób przerobiona, przynosząc kolosalne, trudne do ustalenia zyski – mówi „Rzeczpospolitej” oficer CBŚ.
[srodtytul]Czy podejrzani wylecą z pracy?[/srodtytul]
Wszyscy trzej podejrzani otrzymali zakaz prowadzenia badań automatów i nie mogą opuszczać kraju. Musieli także wpłacić poręczenia majątkowe: Artur D. i Włodzimierz F. po 50 tys. zł, a pracownik prywatnej firmy aż 120 tys. zł.
Naukowcom w razie potwierdzenia zarzutów w sądzie grozi utrata pracy.
Obydwie uczelnie mają nadzieję, że ich pracownicy nie dopuścili się zarzucanych przestępstw. – Postawienie zarzutów nie jest równoznaczne z winą – przypomina Ewa Chylińska, rzecznik Politechniki Warszawskiej.
W Łodzi wszczęto już przewidziane prawem procedury. – Rzecznik dyscyplinarny do spraw nauczycieli akademickich wszczął postępowanie wyjaśniające wobec pracownika z Katedry Technologii Maszyn – mówi Ewa Chojnacka z Politechniki Łódzkiej. – Zostało zawieszone do czasu zakończenia śledztwa prokuratorskiego.
[srodtytul]Politechniki już liczą straty[/srodtytul]
W kraju było 12 instytucji upoważnionych do badań automatów, teraz – po usunięciu z listy dwóch politechnik – zostało dziesięć, z czego w Warszawie cztery. W Łodzi nie ma już żadnej. Zatem przedsiębiorcy, którzy będą starali się o certyfikat, muszą szukać specjalistów w innych miastach.
Odebranie upoważnienia do badań automatów będzie jednak bolesne przede wszystkim dla uczelni. Przedsiębiorcy płacili im bowiem za badania.
– Dla nas oznacza to stratę 2 mln zł w przyszłorocznym budżecie – przyznaje Ewa Chojnacka, rzeczniczka Politechniki Łódzkiej. Utracone zarobki stołecznej politechniki mogą być jeszcze wyższe.
Masz pytanie, wyślij e-mail do autora: [mail=m.goss@rp.pl]m.goss@rp.pl[/mail]