Słuchaczom zgromadzonym w kościele Tremont Temple w Bostonie przywódca abolicjonistów amerykańskich Wendell Philips oświadczył: „Jeśli telegraf mówi prawdę, po raz pierwszy w naszej historii niewolnik wybrał prezydenta Stanów Zjednoczonych (…). Pan Lincoln, choć nie jest abolicjonistą ani nawet przeciwnikiem niewolnictwa, zgadza się reprezentować idee zwolenników zniesienia niewolnictwa. Jest pionkiem na politycznej szachownicy, a jego wartość leży w jego pozycji; podejmując pewien wysiłek, możemy szybko zmienić go w konia, laufra lub królową i zgarnąć wszystko”. Słowa te, wygłoszone nazajutrz po wyborze Abrahama Lincolna na 16. prezydenta Stanów Zjednoczonych, wyrażają oczekiwania, jakie wiązano z nową administracją republikańską. Lincoln nie był postrzegany jako mąż opatrznościowy, ale słaby politykier, którego łatwo przeciągnąć na swoją stronę sceny politycznej. Czy była to właściwa ocena jego osobowości?
„Największa tragedia mego życia”
Lincoln miał duszę południowca i jankeskie serce. Jego rodzice, Thomas Lincoln i Nancy Lincoln z domu Hanks, pochodzili z Wirginii i zapewne byli zwolennikami niewolnictwa. Przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych urodził się 12 lutego 1809 r. w małej jednoizbowej chatce zbudowanej na 300-akrowej farmie Sinking Spring, niedaleko Hodghenville, w stanie Kentucky. Był drugim z trojga dzieci państwa Lincoln. Jego ojciec nie był najlepszym farmerem, ale za to bardzo dobrze znał się na stolarstwie. Thomas Lincoln był potomkiem przybyłego do Ameryki Północnej w 1637 r. Samuela Lincolna, który stał się ważną osobistością w społeczności kolonistów. W rodzinie Lincolnów nie brakowało ludzi na wysokich stanowiskach i zasłużonych dla kraju. Enoch Lincoln, krewniak Abrahama, był członkiem Izby Reprezentantów ze stanu Maine, a od 1827 do 1829 r. szóstym gubernatorem tego stanu.
Zasługi rodziny w żaden jednak sposób nie przekładały się na warunki życia Thomasa Lincolna i jego bliskich. Kiedy Abraham miał dwa lata, jego rodzice przenieśli się na 230-akrową farmę Knob Creek (wiele lat później, już jako prezydent Stanów Zjednoczonych, opisze swoje najwcześniejsze zapamiętane wspomnienia z tego miejsca). W 1816 r. Lincolnowie znowu musieli się przeprowadzić w inne miejsce, ponieważ sąd nie uznał ich tytułu do własności tej ziemi. Thomas Lincoln kupił farmę Pigeon Creek w dzikim regionie hrabstwa Spencer w stanie Indiana. Wraz z Lincolnami zamieszkali także: ciotka, wujek i kuzyn Abrahama. Ekstremalnie trudne warunki życia w dziczy amerykańskiego pogranicza zahartowały charakter przyszłego prezydenta. Tam też dosięgła go pierwsza życiowa tragedia. Zaledwie dwa lata po przeprowadzce nagle zachorowali jego matka, ciotka i wujek. Wszyscy troje zmarli w krótkim czasie. Abe miał wtedy dziewięć lat. To nieszczęście stało się najbardziej traumatycznym wspomnieniem przyszłego polityka. „Wszystko to, czym jestem, zawdzięczam jej” – mówił często swoim przyjaciołom. Ta szczególna miłość do matki i chłód emocjonalny do ojca mógł wynikać z faktu, że istniały pogłoski, często powtarzane przez samego Abrahama, że był nieślubnym dzieckiem Nancy Hanks i jakiegoś arystokraty z Wirginii. Nie wiadomo, ile było w tym prawdy, a ile zemsty na ojcu, którego nie lubił wspominać. Prosty cieśla Thomas Lincoln nie pozwalał się uczyć synowi i uważał, że jego przeznaczeniem jest ciężka praca na farmie. Zresztą w głuszy Indiany nie było żadnych szkół. Abraham był samoukiem i to zresztą nie byle jakim, skoro z wielką pomocą macochy opanował sztukę czytania z książek, które udało mu się zdobyć wśród sąsiadów. Miejsce matki Abrahama zajęła druga żona Thomasa – Sarah Bush Johnstone, wdowa z trojgiem dzieci. Nie wiemy, czy potrafiła wypełnić Abrahamowi pustkę emocjonalną po ukochanej matce. Niektórzy biografowie Lincolna twierdzą jednak, że otoczyła chłopca opieką i przekonała swojego męża Thomasa Lincolna, żeby pozwolił mu się uczyć.
Samouk z New Salem
Życie w Indianie było naprawdę trudne. Lata później Abraham Lincoln podkreślał, że harował jak wół przez całe dzieciństwo i była to najlepsza szkoła życia, jaką mógł ukończyć. Wszyscy farmerzy w hrabstwie Spencer wiedzieli jednak, że Abe nie nadaje się ani na farmera, ani na mieszkańca pogranicza. Był gawędziarzem, który nie umiał się powstrzymać od rozmów w pracy. Pasjami czytał książki i chłonął wieści napływające z bardziej cywilizowanych regionów kraju. Po latach wspominał, jak ze świeczką w dłoni czytał po nocach Biblię, bajki Ezopa czy „Przypadki Robinsona Crusoe”. Nawet podczas pracy w polu, kiedy koń odpoczywał po żmudnej orce, Abe wyciągał książkę i dosłownie pochłaniał stronę za stroną. Lekturą, która zrobiła na nim największe wrażenie, była opowieść o życiu Jerzego Waszyngtona pióra Parsona Weemsa.
Każda okazja do wyrwania się z farmy sprawiała Abe’owi wielką radość. W 1827 r. udało mu się zdobyć pracę na promie pływającym na rzekach Anderson oraz Ohio. Zarabiał zaledwie 37 centów za godzinę, ale był zadowolony, że może poznać innych ludzi niż mieszkańcy południowej Indiany. Był bardzo silnym młodzieńcem. W wieku 19 lat miał 193 cm wzrostu przy wadzie 81 kg. Z zachowanych dokumentów medycznych wynika, że rósł przez całe życie. Przypuszcza się, że cierpiał na zespół Marfana, chorobę genetyczną tkanki łącznej, która charakteryzuje się nieprawidłowościami w rozwoju w obrębie układu kostnego, naczyniowego oraz narządu wzroku.