Jagiellonia po zwycięstwie 1:0 w Białymstoku musiała obronić nikłą zaliczkę. Mecz nie rozpoczął się od huraganowych gospodarzy. Wręcz przeciwnie, zaraz na początku Tarantini oddał leciutki strzał, który nie mógł zagrozić Marianowi Kelemenowi. Zamiast tego chwilę później wzorową kontrę przeprowadzili piłkarze Jagiellonii. Piłkę na prawej stronie przejął szybki jak wiatr Przemysław Frankowski i zagrał wprost do pędzącego pod bramkę Rio Ave Cilliana Sheridana, który już zdążył zgubić obrońców. Irlandczyk nie mógł zmarnować takiej sytuacji i strzałem z lewej nogi pokonał Makaridze.
Wynik ten oznaczał, że gospodarze nagle muszą strzelić trzy gole, żeby awansować. I mieli ku temu okazje. W 9 minucie w pole karne Jagi przedarł się Gelson Dala, ale Kelemen odbił jego uderzenie. W 17. minucie groźnie dośrodkowywał Bruno Moreira, ale na szczęście gości, nikt nie przeciął jego ostrej centry. Tego rodzaju akcji było dużo, ale piłkę z pola karnego wybijali albo obrońcy Jagiellonii, albo łapał ją Kelemen. Gospodarze przełamali obronę Jagiellonii w 28. minucie. Do idealnego wrecz podania Gelsona pomiędzy obrońców wybiegł Galeno i wyrównał stan meczu na 1:1.
Dzięki temu gospodarze nabrali wiatru w żagle, ale w ich akcjach brakowało konkretów. Jagiellonia z rzadka starała się kontratakować, a jej piłkarze decydowali się na strzały z daleka, jak na przykład Łukasz Burliga. W 37. minucie doszło do ciekawej sytuacji. Do daleko zagranej przez gości piłki wybiegł z bramki Makaridze, przyjął ją i dobiegł niemal do połowy boiska. Dopiero wtedy gruziński bramkarz wybił piłkę na aut, ale coś zabolało go w kręgosłupie. Do końca pierwszej połowy "ból w krzyżach" dawał mu się we znaki.
Gruzin uratował swój zespół, kiedy po kontrze strzał z ostrego kąta oddał Arvydas Novikovas. Fatalny w skutkach dla podopiecznych Ireneusza Mamrota okazała się czas doliczony do pierwszej połowy. Frankowski w pobliżu własnego pola karnego sfaulował Galeno. Do rzutu wolnego podszedł sam poszkodowany i strzałem w samo okienko pokonał Kelemena. Przewaga gości z Polski stopniała do minimum.
Drugą połowę zgodnie z przewidywaniami gospodarze rozpoczęli jako strona przeważająca. Jagiellonia nastawiła się na utrzymywanie piłki i grę z kontry. Taka taktyka okazała się skuteczna. Mniej więcej po dziesięciu minutach przewagi Rio Ave podopieczni trenera Mamrota otrząsnęli się i mieliśmy do czynienia z serią rzutów rożnych pod bramką Makaridze. Po kolejnym kornerze piłka wróciła do Mateusza Machaja, który jeszcze raz postanowił dograć mocno podkręconą piłkę w pole karne. Upadając doszedł do niej Taras Romanczuk i ku zdziwieniu wszystkich obserwatorów trafił na 2:2!