Od ponad siedmiu lat pacjenci mogą składać wnioski o zadośćuczynienie szkód wynikających z niewłaściwego leczenia do wojewódzkich komisji ds. orzekania o zdarzeniach medycznych. W Polsce działa 16 komisji, w skład każdej z nich wchodzą członkowie powoływani przez wojewodę (14 osób), Ministra Zdrowia (1 osoba) i Rzecznika Praw Pacjenta (1 osoba).
Pozasądowy system orzekania o zdarzeniach medycznych miał usprawnić i uprościć dochodzenia roszczeń przez pacjentów, miał być alternatywą dla długiej i skomplikowanej drogi sądowej. NIK stwierdziła, że ten cel nie został osiągnięty. Liczba spraw rozpatrywanych przez sądy miała się zmniejszyć, a tymczasem znacząco wzrosła - przy drastycznym spadku liczby wniosków kierowanych przez pacjentów do komisji. W 2016 roku prokuratury w całym kraju prowadziły 4963 postępowania, tj. o blisko 46 proc. więcej niż w 2015 roku (3394 postępowania).
Dlaczego tak się dzieje? Jak wynika z kontroli NIK w ośmiu komisjach, system pozasądowy nie daje możliwości szybkiego uzyskania odpowiednich odszkodowań. Do NIK docierały sygnały m.in. od Rzecznika Praw Pacjenta o problemach w funkcjonowaniu komisji. Prace często trwają nawet dwa lata, a ich końcowe efekty, jedynie w postaci wydania orzeczenia o zaistnieniu zdarzenia medycznego, nie satysfakcjonują poszkodowanych.
Ślimacze tempo w komisjach
NIK zauważa, że obecnie funkcjonujący system orzekania o zdarzeniach medycznych, nie chroni pacjenta i nie zapewnia mu skutecznego narzędzia dochodzenia zadośćuczynienia. Ponad połowa spraw rozpatrywanych w I instancji rozstrzygana była z opóźnieniem, czyli po ustawowym czteromiesięcznym terminie. Średnio komisje potrzebowały na to od ponad trzech do blisko pięciu miesięcy. Jednak w skrajnych przypadkach orzeczenia były wydawane nawet po 22 miesiącach. Komisje nie pracowały szybciej rozpatrując wnioski odwoławcze w II instancji. Na 142 skontrolowanych spraw aż 89 zakończono po ustawowym terminie 30 dni (najdłuższy czas wynosił aż 855 dni).