Prezes Forte: Nie wszyscy poradzą sobie z covidem

Pandemia obnażyła słabości branży meblowej – mówi Maciej Formanowicz, prezes giełdowej firmy Fabryki Mebli Forte.

Publikacja: 11.07.2021 21:00

Maciej Formanowicz, prezes giełdowej firmy Fabryki Mebli Forte

Maciej Formanowicz, prezes giełdowej firmy Fabryki Mebli Forte

Foto: materiały prasowe

Myśli pan, że po pandemii naszej eksportowej lokomotywie, jak niektórzy nazywają polskie meblarstwo, wystarczy pary na utrzymanie w świecie mocnej pozycji?

Po kilkunastu miesiącach pandemii przekonaliśmy się, że przemysł meblowy, w którym wielu pokłada takie nadzieje, jest raczej kolosem na glinianych nogach. Ponad 40 mld zł uzyskiwane rocznie z eksportu robi wrażenie, ale tylko niewielka grupa rodzimych firm była dotąd w stanie stworzyć i utrzymać własny rynek. Covidowy kryzys obnażył wszystkie słabości polskich meblarzy: rozdrobnienie sektora, które nie pozwala skutecznie bić się spółkom o wyższe ceny wyrobów na Zachodzie, uzależnienie od zagranicznych pośredników w handlu, dyktat cenowy koncernów, które zmonopolizowały w kraju dostawy materiałów do produkcji – od pianki, tkanin, szkła, papieru na opakowania po płyty meblowe i drewno – wreszcie brak skutecznego wsparcia w gospodarczej polityce państwa, które powinno wzmacniać konkurencyjność rodzimej branży na globalnych rynkach.

Może jednak to nazbyt pesymistyczny obraz polskich mebli? W zeszłym roku mimo covidowych turbulencji pańska firma Forte, podobnie jak większość spółek z branży, odrobiła straty, a wyniki eksportu za 2020 r. były porównywalne do tych z dobrych, przedkryzysowych czasów. Wydaje się, że meblarstwo dowiodło swej witalności.

Firma Forte jest stabilna i nadal pozostaje w Europie największym producentem mebli w paczkach. Ze względu na nasz potencjał – mamy sześć fabryk (w tym jedną w Indiach), 3,5 tys. pracowników, ponad 85 proc. przychodów z eksportu do kilkudziesięciu krajów na wszystkich kontynentach – nie mamy powodów do zmartwień. Jestem przekonany, że wyjdziemy z tego kryzysu silniejsi, tyle że nie wszyscy. Już obserwuję niekorzystne zmiany w handlu meblowym. W Niemczech zamykają się mniejsze sklepy, a w siłę rosną duże sieci. Wyraźnie słabną w całej Europie mniejsze i średnie firmy produkcyjne. U nas takie przedsiębiorstwa dominują. Myślę, że wielu producentów sobie nie poradzi z wprowadzaniem nowych, znacznie wyższych cen na swoje wyroby. Koszty produkcji wzrosły bardzo znacznie, a przecież to nie koniec podwyżek.

Dlaczego jest tak drogo?

Atak pandemii, ostre lockdowny, kryzys – zwłaszcza w zeszłym roku, gdy zamykano handel i dominowała niepewność – naruszyły stabilność rynku. Potem, po otwarciu granic i rozmrożeniu gospodarek, firmy gorączkowo odrabiały straty. Podejrzewam, że dla wielu najsilniejszych graczy – zwłaszcza wielkich, międzynarodowych producentów materiałów czy komponentów meblowych, płyt, pianek, tkanin tapicerskich czy klejów – była to okazja do łatwiejszego podniesienia przychodów. Muszę przyznać, że w swojej wieloletniej pracy w meblarstwie nigdy nie spotkałem się z tak szeroką i jednoczesną podwyżką kosztów wytwarzania, jakie obserwujemy od początku tego roku. W ostatnim czasie istotnie wzrosły ceny właściwie wszystkich surowców do produkcji. W branży rośnie niepokój, bo kresu podwyżek nie widać, a z zagranicznymi kontrahentami trzeba właśnie negocjować nowe umowy uwzględniające szybujące koszty.

Podstawowy materiał do produkcji mebli to płyty wiórowe. Jak wytłumaczyć skok cen niektórych asortymentów tego surowca o 100 i więcej procent?

To niewątpliwie jeden z efektów monopolizacji źródeł surowców w kraju. Koncentracja produkcji np. płyt meblowych jest bardzo duża. Dlatego to wielkie korporacje dziś rządzą i decydują m.in. o rentowności setek naszych firm produkujących domowe sprzęty.

Forte nie ma z tym problemów – wybudowaliście fabrykę płyt, dysponujecie własnym surowcem...

To prawda, nawet ok. 30 proc. produkcji naszej fabryki w Suwałkach sprzedajemy na rynku. Mam dziś satysfakcję, że gigantyczna, warta 700 mln zł, inwestycja pozwoliła uniezależnić Forte od wielkich koncernów płytowych. To m.in. dlatego mogliśmy w pełni rozwinąć skrzydła i radzimy sobie z kryzysem. W okresie wiosennego ostrego lockdownu w zeszłym roku nie zwolniliśmy ani jednego pracownika, choć nie uniknęliśmy przestojów. Jestem pełen szacunku dla załogi, która, nie wyłączając kadry i zarządu, zaakceptowała cięcia placowe umożliwiające przetrwanie firmy w najtrudniejszym momencie. Na koniec 2020 r. wynagrodziliśmy wszystkim wcześniejsze wyrzeczenia.

Czy covidowy kryzys miał wpływ na decyzje dotyczące wypłaty dywidendy?

Zarząd Forte zawsze był zgodny w tej sprawie: z akcjonariuszami trzeba się dzielić zarobionymi pieniędzmi, bo przecież po to inwestorzy przychodzą do firmy i angażują swój kapitał.

Czy nie jest tak, że dzielicie się z akcjonariuszami, bo jesteście również beneficjentami tej zakupowej gorączki, która towarzyszy wielu mieszkańcom nie tylko Polski w czasie pandemii i jest napędzana przez inflację? Ludzie zamknięci przez covidowe ograniczenia w czterech ścianach zapragnęli na nowo urządzić mieszkania, czyli najsensowniej jak można wydać zaoszczędzoną gotówkę.

To prawda, ale po rekordowej sprzedaży w drugiej połowie zeszłego roku oraz po uwzględnieniu pełnego lockdownu na rynkach niemieckojęzycznych, również w I kwartale tego roku, obserwujemy już pierwsze symptomy słabnięcia popytu. Widać, że ludziom wiedzie się gorzej. Nasi potencjalni klienci po kilkunastu miesiącach pełzającego kryzysu, cięć w firmach, obniżek zarobków nie mają już takiego zapału do inwestowania w domu. Gorączkę zakupową studzą też podwyżki cen mebli – to na razie kilkanaście procent, ale nikt nie ma wątpliwości, że w ślad za rosnącymi kosztami produkcji wyposażenie mieszkań będzie drożeć.

Podkreślał pan kilkakrotnie, że dla biznesu Forte niezmiernie istotny jest własny rynek.

Co to właściwie znaczy?

Zdecydowana większość polskich meblowych spółek oferuje nie firmowe produkty, ale raczej zdolności produkcyjne. Śmietankę z tego biznesu spijają zagraniczni pośrednicy, w tym międzynarodowi potentaci. To oni proponują wzorce, wybierają materiały, decydują o kosztach i cenach. Forte nie działa w takim systemie. Na swoich rynkach oferuje własne wyroby, ale też zapewnia serwis. W moim przekonaniu to właśnie wiarygodny serwis w decydującej mierze, na tak wymagających rynkach jak niemiecki, hiszpański czy brytyjski, odpowiada za rynkowy sukces meblowej oferty. Słowo „serwis" trzeba rozumieć szeroko. Firma, która ma swój rynek, bierze odpowiedzialność za jakość, terminowość dostaw, obsługę posprzedażną. Czyli choćby tak prozaiczne sprawy, jak doradztwo, konsultacje czy pomoc przy montażu.

To producent finansuje serwis?

Oczywiście, bo to my odpowiadamy za jakość obsługi. Ale to nie wszystko. W Forte za skuteczny serwis odpowiadają znający własny rynek i specyfikę oczekiwań klientów przedstawiciele firmy mieszkający w danych krajach – Niemcy, Hiszpanie , Brytyjczycy. Proeksportowe podejście i budowanie relacji z klientami rozpoczyna się już w fabrykach, a kończy na poziomie firmowego zarządu. Zadbaliśmy, aby jego skład był międzynarodowy. Za handel na kluczowych rynkach odpowiada u nas wybitny specjalista z Niemiec. Właściwy serwis to taki, w którym już na etapie projektowania mebli włączeni są np. fachowcy pochodzący z krajów, w których sprzedajemy najwięcej. Dlatego zatrudniamy zagranicznych specjalistów w strukturach odpowiadających za rozwój produktów i projektowanie. To, że produkujemy w Forte rocznie aż 3 tys. modeli mebli, to ich zasługa. Nie mam wątpliwości, że takie podejście procentuje w biznesie.

Maciej Formanowicz, rocznik 1949. Założyciel i prezes Fabryk Mebli Forte. Absolwent Wydziału Technologii Drewna Wyższej Szkoły Rolniczej w Poznaniu. Karierę zawodową rozpoczął w Wyszkowskiej Fabryce Mebli i Urządzeń Wnętrz, gdzie był technologiem, a potem szefem działu rozwoju. W latach 80. dyrektor spółki meblowej Haste, potem szef kolejnych firm związanych z branżą meblową. W latach 1996–2009 prezes Polskiego Stowarzyszenia Producentów Mebli.

Myśli pan, że po pandemii naszej eksportowej lokomotywie, jak niektórzy nazywają polskie meblarstwo, wystarczy pary na utrzymanie w świecie mocnej pozycji?

Po kilkunastu miesiącach pandemii przekonaliśmy się, że przemysł meblowy, w którym wielu pokłada takie nadzieje, jest raczej kolosem na glinianych nogach. Ponad 40 mld zł uzyskiwane rocznie z eksportu robi wrażenie, ale tylko niewielka grupa rodzimych firm była dotąd w stanie stworzyć i utrzymać własny rynek. Covidowy kryzys obnażył wszystkie słabości polskich meblarzy: rozdrobnienie sektora, które nie pozwala skutecznie bić się spółkom o wyższe ceny wyrobów na Zachodzie, uzależnienie od zagranicznych pośredników w handlu, dyktat cenowy koncernów, które zmonopolizowały w kraju dostawy materiałów do produkcji – od pianki, tkanin, szkła, papieru na opakowania po płyty meblowe i drewno – wreszcie brak skutecznego wsparcia w gospodarczej polityce państwa, które powinno wzmacniać konkurencyjność rodzimej branży na globalnych rynkach.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację