Jak pandemia wpłynęła na wyniki grupy Lavazza?
W zależności od kraju wygląda to inaczej. We Włoszech choćby połowa rynku kawy przypada na kawiarnie i generalnie kawę pitą poza domem, we Francji podobnie, więc one odczuły dramatycznie obecną sytuację i przymusowe zamknięcie konsumentów w domach. We Włoszech działa 150 tys. miejsc sprzedających kawę, więc nie dało się tego uniknąć, we Francji to ponad 100 tys. miejsc.
Jako grupa zamknęliśmy 2020 r. z 5-proc. spadkiem sprzedaży netto, do niemal 2,1 mld euro, oraz 8,8-proc. spadkiem EBITDA, do 253 mln euro. W sprzedaży detalicznej zanotowaliśmy 17-proc. wzrost, w Polsce o 10 proc., jeśli zaś chodzi o sprzedaż do segmentu gastronomicznego, spadek wyniósł 40 proc. Dlatego zyskowność spadła mocniej – w lokalach marże na kawę są wyższe niż w sklepach.
W efekcie dzięki sprzedaży w sklepach mogliśmy odrobić wiele strat, ale nie wszystkie spowodowane zamykaniem gospodarki. Mimo to, gdyby mi ktoś rok temu w lutym czy marcu powiedział, że zakończymy trudny rok z takimi wynikami, to po prostu bym nie uwierzył, chyba własną krwią bym to potwierdził. Co najważniejsze, z tymi liczbami zamknęliśmy rok ze zbliżonym cash-flow jak rok wcześniej. Mimo spadku byliśmy w stanie stworzyć takie zapasy gotówki, żeby móc myśleć o projektach zaplanowanych na 2021 r.
W kwietniu 2020 r. postanowiliśmy się skoncentrować na trzech rzeczach: bezpieczeństwie pracowników, ciągłości biznesu oraz rocznicy 125-lecia powstania firmy. Nie musieliśmy wstrzymywać żadnej znaczącej inwestycji czy projektu R&D zaplanowanego na kolejny rok. Mamy to szczęście, że firma należy do kapitału prywatnego. Nie jest notowana na giełdzie, należy do tych samych rodzin co w momencie powstania w 1895 r., dostaliśmy więc kapitał zaufania od udziałowców i mogliśmy działać.