Wygranie wyborów parlamentarnych przez PiS nie pomogło polskiej gospodarce. Rozpoczęcie wielu kosztownych programów socjalnych silnie uderzyło w biznes. Nieporozumienia z Brukselą, wojna polityczna o konstytucyjne instytucje, niepewność co do dalszych działań i losów prorynkowej części rządu wstrzymały rozwój gospodarczy. Jego tempo wzrostu w IV kwartale będzie prawdopodobnie o ponad połowę niższe niż przed rokiem. Ale na działania rządu PiS trzeba patrzeć jak na część wielkich światowych zmian w gospodarce.

Brexit przegłosowany wbrew racjonalnym rynkowym argumentom, wybór Trumpa mimo jego zapowiedzi rozpoczęcia wojen gospodarczych, rosnące w Europie poparcie dla nacjonalistycznych partii połączone z kryzysem uchodźców to wszystko sygnały świadczące o umocnieniu się w 2016 roku antyliberalnych tendencji w polityce.

Oczywiście te tendencje nie są nowe. Zbywane przez lata wzruszeniem ramion, teraz zostały poparte coraz silniejszymi obawami szerokich mas o przyszłość i zaczęły zwyciężać. Tym łatwiej, że dotychczasowa polityka gospodarcza demokratycznych potęg od lat nie przynosiła widocznych efektów.

Teraz czeka nas czas ćwiczenia tych nowych scenariuszy w skali świata i Polski. U nas w 2016 roku też wdrażaliśmy takie wojenne scenariusze. Wiele z nich już się skompromitowało. Nasz rząd chyba już wyleczył się z wiary, że bycie patriotą jest jedynym warunkiem, by zostać prezesem firmy państwowej. Znikły rządowe (i prezydenckie) pomysły rozwalenia systemu bankowego. Wyparował samobójczy projekt podwyższenia podatków (i składek ZUS) dla biznesu. Nikt nie kręci już nosem na zagraniczne inwestycje.

Niestety, wiele kosztownych decyzji rządu zostało wprowadzonych w życie, co zwiększyło znacznie wydatki państwa i zdezorganizowało jego instytucje. Pytanie, czy w Polsce zapamiętamy mijający rok jako czas tworzenia wielkich programów, zmian w polityce społecznej czy początek niszczenia gospodarki.