Samochody, które próbowały ominąć korek na autostradzie zakorkowały Bochnię i mieszkańcy mieli problem z dotarciem do dwóch lokali wyborczych - twierdzą autorzy protestu wyborczego, o których informuje Radio Kraków.

- Zarzuty dotyczą tego, że nie przedłużono głosowania wskutek nadzwyczajnego wydarzenia, jakim była katastrofa komunikacyjna na autostradzie A4, a tym samym mieszkańcy mieli utrudnione a nawet uniemożliwione dotarcie do lokali wyborczych. W konsekwencji frekwencja wyborcza była znacznie niższa i to - zdaniem skarżących - miało znaczny wpływ na wyników wyborów burmistrza Bochni - powiedziała w rozmowie ze stacją sędzia Irena Choma-Piotrowska.

Stefan Kolawiński, burmistrz Bochni, do protestu podchodzi ze spokojem. - Protesty wyborcze nie są rzadkością. Sądzę, że sąd w sposób właściwy oceni sytuację i potwierdzi moje spostrzeżenia: wiele osób miało utrudniony, ale nie uniemożliwiony dostęp, dotarcie do lokalu wyborczego - mówił.

Jak tłumaczy Radio Kraków, 4 listopada autostrada z Bochni była zamknięta przez blisko pięć godzin z powodu karambolu, w którym wzięło udział kilku aut osobowych i ukraiński bus.

W drugiej turze wyborów na burmistrza Bochnii na niezależnego Stefana Kolawińskiego zagłosowało 5541 wyborów. Na jego rywala - Krzysztofa Kokoszkę z PiS - zaledwie 135 osób mniej. Sąd na decyzję o ewentualnym uwzględnieniu protestu ma czas do 19 grudnia.