Starcie w tych wyborach rozgrywa się na wielu płaszczyznach i na wielu polach. Jednym z kluczowych jest to na osi miasto-wieś. PiS usadowiło się jako jedyny wiarygodny obrońca tradycyjnych wartości ważnych dla prowincji. Opozycja - nawet PSL - ma duże trudności z sięgnięciem po ten elektorat. Jednocześnie nie ma w tej chwili na rynku żadnej nowej siły antysystemowej. Żadnej liczącej się partii protestu, która potrafiłaby zmobilizować do pójścia do urn w masowy sposób młodych ludzi. Tu też tropy prowadzą poza duże miasta. Michał Kołodziejczak jako lider AgroUnii stał się wyrazistym symbolem buntu Polski poza metropoliami. Buntu młodych przedsiębiorców-rolników, którzy zawiedli się na Prawie i Sprawiedliwości, a nie mają obecnie dla siebie żadnej opozycyjnej oferty.

To wszystko w chwili, w której Kołodziejczak wycofał się z projektu politycznego, który miał być dla niego platformą startu do Sejmu, a na pewno do innego rodzaju obecności publicznej niż protesty, z których był do tej pory znany.

Partie opozycyjne obecnie mogą wziąć go na pokład. I sporo na tym zyskają. Efekt synergii przy takim sojuszu wystąpi dla każdego z trzech obecnych bloków opozycji. Najbardziej oczywisty byłby dla Kukiza. Ten polityk potrzebuje obecnie zastrzyku nowej, antysystemowej krwi - zwłaszcza pozostając w sojuszu z ludowcami. Dla Koalicji Polskiej Kołodziejczak byłby realną szansą na ofensywę na terenach zajmowanych do tej pory przez PiS.

Ale przeciągnięcie na swoją stronę Kołodziejczaka byłoby też okazją dla Platformy Obywatelskiej/Koalicji Obywatelskiej. Partia Grzegorza Schetyny zgodnie z doktryną "wewnętrznych skrzydeł" zbudowała szkielet oferty lewicowej (Inicjatywa Polska i politycy SLD), konserwatywnej (Paweł Kowal), liberalnej (Nowoczesna). Czego brakuje? Skrzydła rolniczo-antysystemowego. Michał Kołodziejczak mógłby coś takiego zapewnić, nawet mimo potencjalnej krytyki takiego posunięcia ze strony niektórych mediów i komentatorów. I wreszcie lewica. Jeśli chce sięgnąć po wyborców spoza dużych miast, ludzi młodych, ludzi pracy - otworzyć się na nowe środowiska - to i tu widać potencjalną synergię.

Do wyborów jeszcze dwa miesiące, a do rejestracji list - prawie dwa tygodnie. Nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte. Michał Kołodziejczak jest dla wielkomiejskich elit tylko kolejnym rolniczym watażką z prowincji. Ale w polskiej polityce nie ma partii, które nie zyskałaby na antysystemowym sznycie, który on gwarantuje.