W niedzielę Biały Dom poinformował o wycofaniu żołnierzy USA z terenów, które miały być celem ofensywy sił tureckich, a które zajmowane są przez Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF), sojuszników USA w walce z Daesh.

Turcy rozpoczętą w środę ofensywę uzasadniają koniecznością stworzenia strefy bezpieczeństwa na turecko-syryjskim pograniczu. Celem ofensywy są właśnie jednostki SDF - są one tworzone głównie przez kurdyjskie Powszechne Jednostki Ochrony (YPG), które według Turcji stanowią przedłużenie zdelegalizowanej przez Ankarę i uznanej za organizację terrorystyczną Partii Pracujących Kurdystanu. Kurdowie z SDF decyzję USA o wycofaniu żołnierzy z pogranicza określili mianem "ciosu w plecy".

W czwartek rzecznik Syryjskiej Armii Narodowej, formacji rebelianckiej wspieranej przez Turcję, powołanej w 2011 roku przez oficerów syryjskiej armii, którzy zbuntowali się przeciwko prezydentowi kraju, Baszarowi el-Asadowi poinformował, że rebelianci zmierzają w rejon walk w północno-wschodniej Turcji, aby wesprzeć tureckie jednostki.

Syryjska Armia Narodowa ma zmierzać w pobliże dwóch najważniejszych miast na terenie, na którym Turcja prowadzi ofensywę w ramach operacji Źródło Pokoju - Tel Abjad i Ras al-Ain.

Hamoud zaprzecza doniesieniom SDF, że na przedmieściach Tel Abjad dochodzi do walk tureckich żołnierzy z Kurdami. Rzecznik Syryjskiej Armii Narodowej twierdzi, że z terenów, po których przemieszczają się wspierani przez Turków rebelianci, siły SDF zostały wyparte.