- Mówimy im: "Jesteście naszym sojusznikiem, dlaczego to robicie?". I słyszymy w odpowiedzi, że nie jest to kwestia wyboru, lecz konieczności. Ale czy wielkie państwo takie jak USA, które ma potężną armię, potrzebuje wsparcia złowrogiej organizacji terrorystycznej? - pytał premier w czasie wiecu w Stambule.
- Państwo, które znamy jako naszego sojusznika i przyjaciela uzbraja bojowników Partii Pracujących Kurdystanu. Kiedy pytamy ich: "Co robicie? Co robicie?", odpowiadają, że "walczymy z ISIL (akronim oznaczający Państwo Islamskie Iraku i Lewantu) i nie chcemy robić tego rękoma własnych żołnierzy".
Yildrim nawiązał też do planowanego przez Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF) stworzenia 30-tysięcznej zbrojnej formacji mającej chronić granicy Syrii z Turcją - plan ten wspierało USA. - To jest akt jawnie wrogi. Turcja nie pozwoli na to, niezależnie od tego kto za tym stoi, jak jest silny i kim jest. Żaden nowy byt na południowej granicy Turcji nie zostanie zaakceptowany.
Turcja uznaje Powszechne Jednostki Ochrony, a także osoby związane z Partią Unii Demokratycznej (PYD) za zbrojne ramię zdelegalizowanej w Turcji Partii Pracujących Kurdystanu, uznawanej za organizację terrorystyczną.
Z kolei USA uważają Kurdów za sojuszników w walce z Daesh - formacje YPG odegrały dużą rolę w wyzwoleniu Ar-Rakki, nieformalnej stolicy samozwańczego kalifatu, spod władzy dżihadystów.