Grunt pod nową rundę genewskich rozmów pokojowych przygotował Władimir Putin. To on w dwa lata po rozpoczęciu operacji militarnej rozdaje karty w tym kraju. W październiku w Moskwie gościł władca Arabii Saudyjskiej, która była do tej pory głównym zapleczem finansowym zbrojnej opozycji w Syrii. Niedawno w Soczi prezydent Rosji przyjmował Baszara Asada i zaraz potem przywódców Iranu i Turcji. – Zaangażowanie Rosji pozwoliło na postęp w politycznym uregulowaniu konfliktu – obwieścił Putin w Soczi. W takiej atmosferze spotykają się w środę w Genewie przedstawiciele tzw. zbrojnej opozycji z wysłannikami Asada oraz reprezentantem ONZ Staffanem de Misturą.
Trwające od 2014 roku spotkania w tym formacie toczą się tym razem w zupełnie innych okolicznościach. Wojna domowa w Syrii zbliża się do końca. Zbrojna opozycja, która wystąpiła przeciwko reżimowi prezydenta Baszara Asada na fali arabskiej wiosny, poniosła druzgocącą porażkę. Kontroluje jeszcze nieliczne, niemające militarnego znaczenia, enklawy na południowym i północnym zachodzie kraju i ma swój niewielki udział w sukcesie kurdyjskich oddziałów YPG, w których władaniu są spore obszary północy Syrii w pasie graniczącym z Turcją. Równocześnie samozwańczy kalifat tzw. Państwa Islamskiego dogorywa. Większość terytorium Syrii, w tym wszystkie większe miasta są pod kontrolą armii Asada.
Zbrojna opozycja została rozbita nie tylko na polu walki, ale i politycznie. Mimo to 23 jej przedstawicieli uczestniczy w kolejnej rundzie rozmów w Genewie. Ale są to już inni ludzie niż do tej pory. Zostali wybrani na niedawnym spotkaniu trzech najważniejszych grup opozycyjnych w Rijadzie. Powstał tam Zjednoczony Komitet, w którego skład weszli zarówno przedstawiciele Narodowego Komitetu, czyli nieprzejednanej opozycji, jak i tzw. grupy kairskiej oraz grupy moskiewskiej. Obie grupy są gotowe do współpracy z Rosją. Nowy szef 23-osobowego Wysokiego Komitetu Negocjacyjnego Nasr al-Hariri powtarza wprawdzie, że domagać się będzie ustąpienia prezydenta Asada jako warunku uruchomienia procesu powojennej transformacji, ale jest to tylko figura retoryczna.
– Opozycja nie może już liczyć na wsparcie ani Turcji, ani Arabii Saudyjskiej, nie mówiąc już o Stanach Zjednoczonych, które wypadły już dawno z gry – tłumaczy „Rzeczpospolitej” Nadim Shehadi, ekspert bostońskiej Fletcher School of Law and Diplomacy. Oznacza to, że Asad nie odda władzy i uczestniczyć będzie czynnie, przynajmniej jakiś czas, w procesie syryjskiej transformacji.
Arabia Saudyjska pogodziła się z porażką zbrojnej opozycji. To samo Turcja, która ma jednak zupełnie inny problem w postaci niepodległościowych aspiracji syryjskich Kurdów będących w sojuszu z Partią Pracujących Kurdystanu (PKK) uznaną przez Ankarę za organizację terrorystyczną, jak zresztą także przez UE czy USA.