W rozgrywce o przejęcie prywatnej kopalni Bogdanka to kontrolowana przez państwo Enea dotychczas rozdawała karty. Najpierw wypowiedziała wieloletnią umowę na dostawy lubelskiego węgla, stawiając w trudnej sytuacji Bogdankę i mocno uderzając w jej notowania – jednego dnia kurs tąpnął o niemal 30 proc. Następnie ogłosiła wezwanie na prawie 65 proc. akcji kopalni kontrolowanej przez fundusze.
Kiedy wydawało się, że akcjonariusze węglowej spółki zostali przyparci do muru, rada nadzorcza Bogdanki postanowiła bronić ich interesów, wytaczając potężne działo. Na 15 października, czyli dzień przed końcem zapisów na sprzedaż akcji w wezwaniu, zwołała walne zgromadzenie, na którym zaproponuje ograniczenie praw nowych akcjonariuszy.
As z rękawa
Projekt uchwały przewiduje, że żaden z nowych akcjonariuszy nie będzie mógł wykonywać więcej niż 10 proc. ogólnej liczby głosów na walnym zgromadzeniu Bogdanki. Jeśli ta uchwała weszłaby w życie, to Enea, nawet przejmując ponad połowę akcji górniczej spółki, nie mogłaby sprawować nad nią kontroli.
Takie metody od lat stosowane są w giełdowych spółkach Skarbu Państwa jako obrona przed wrogimi przejęciami. Dzięki temu Skarb, nawet schodząc poniżej 50 proc. w akcjonariacie firmy, praktycznie wciąż utrzymuje nad nią kontrolę. Dziś po tę samą broń sięga prywatna firma przeciw państwowej spółce.
Wyjaśnienia rady nadzorczej wskazują jednak na to, że nie jest to próba zablokowania wezwania, ale raczej walka o wyższą cenę za akcję.