Rzecznik przewodniczącego Parlamentu Europejskiego Giacomo Fassina tłumaczy „Rz": – Owszem, słowa były mocne, ale o przeprosinach nie może być mowy, bo przewodniczący jedynie dzielił się wątpliwościami bardzo wielu eurodeputowanych. I chodziło mu nie o ogólną ocenę nowych władz, tylko bardzo precyzyjny problem nominacji sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Szanujemy suwerenność Polski, ale podział władzy to jedna z kluczowych wartości europejskich i jest naturalne, że jest przedmiotem troski Unii – mówi Fassina.
W czwartek Schulz przyjmie ambasadora RP przy Unii Marka Prawdę i osobiście wyjaśni mu swoje stanowisko. Być może tego dnia będzie miał okazję to samo powiedzieć samej Beacie Szydło: oboje będą uczestniczyli tego dnia w szczycie Unii.
Ale to dopiero pierwsza runda pojedynku między europarlamentem a rządem PiS. W środę w Strasburgu spotkają się przewodniczący głównych grup politycznych, aby zdecydować, czy potrzebna jest debata na temat zagrożenia dla polskiej demokracji. Taka decyzja jest zwykle podejmowana jednomyślnie, a jeśli to niemożliwe – przez głosowanie przy uwzględnieniu liczby deputowanych każdego z klubu.
Za przeprowadzeniem debaty najmocniej opowiadają się socjaliści, zieloni i radykalna lewica. Przeciw są konserwatyści, klub, do którego obok brytyjskich torysów należy także PiS. Rozstrzygające będzie więc stanowisko największego klubu – chadeków (EPP), do którego należy PO.
– To w wyniku naszych sugestii EPP uważa, że z debatą można jeszcze poczekać. Osiem lat budowaliśmy dobrą opinię o Polsce i nie chcemy, aby tak szybko została zszargana. Dlatego wolimy, aby spór konstytucyjny został rozstrzygnięty w kraju. Jeśli jednak ten konflikt będzie się zaostrzał, nie będziemy mogli powstrzymać eurodeputowanych innych krajów przed przeprowadzeniem debaty – mówi „Rz" Rafał Trzaskowski, minister ds. europejskich w rządzie Ewy Kopacz.
Debata w europarlamencie nad stanem demokracji któregoś z krajów członkowskich to rzecz absolutnie niezwykła. Do tej pory dotyczyła tylko jednego kraju – Węgier. Jednak w tym przypadku do Strasburga przyjeżdżał Viktor Orbán i błyskotliwie bronił swoich racji, dzięki czemu w jego obronie stanęli ludowcy. Tak sprawnego oratora, szczególnie po angielsku, PiS nie ma. Tłumaczyć się z sytuacji w kraju politycy rządzący w Polsce nie mają zresztą zamiaru.