Negocjatorzy z Polski i przewodzących Unii Niemiec toczą w tej chwili bardzo intensywne poufne rozmowy, których atmosfera wydaje się nie najgorsza. Nie da się wykluczyć pogodzenia się polskiego rządu z rozporządzeniem uzależniającym wypłatę unijnych funduszy od przestrzegania zasad praworządności. Byłby to kluczowy krok ku porozumieniu. Dwa tygodnie temu wbrew Polsce i Węgrom dokument ten przyjęła Rada UE.
Ewentualne polskie ustępstwo zależałoby od zgody Unii na przyjęcie równie zobowiązującego z punktu widzenia prawa dokumentu, który zawęzi stosowanie kar za łamanie praworządności do udowodnionych przypadków defraudacji funduszy UE. Bez tego byłoby to możliwe w znacznie szerszej skali. Takie są przynajmniej obawy polskiego rządu.
Opinia publiczna odnosi jednak inne wrażenie: że zmierzamy ku katastrofie. Ale u progu kluczowych rozstrzygnięć przywódcy UE zawsze sięgają w oficjalnych deklaracjach do mocnych słów, byle wzmocnić pozycję negocjacyjną. Musiało tak być i teraz, skoro od przełamania polsko-węgierskiej blokady zależą wart 1,8 biliona euro budżet UE i Fundusz Odbudowy.
– Interesy Polski leżą w Unii, ale to nie oznacza, że musimy się zgadzać na każdy postulat – ostrzegał w poniedziałkowym „Pulsie Biznesu" premier Mateusz Morawiecki.
– Jeśli nie będzie zgody Polski i Węgier, oczywiste jest, że i tak pójdzie się z Funduszem Odbudowy do przodu – odpowiada przewodniczący Parlamentu Europejskiego David Sassoli.