Biuro prasowe Parlamentu Europejskiego przedstawiło w poniedziałek po raz pierwszy projektowany skład PE po wyborach zaplanowanych na koniec maja, oparty na sondażach krajowych. Takie projekcje będą publikowane regularnie w najbliższych miesiącach. Z inauguracyjnej wynika, że rewolucji raczej nie będzie, mimo oczekiwanych dobrych wyników partii populistycznych w kilku państwach UE. Proeuropejska większość składająca się z chadeków, socjalistów, liberałów i Zielonych sięgałaby 65 proc. To mniej niż obecne 70 proc., ale ciągle na bezpiecznym poziomie, który pozwoli na dyktowanie politycznej agendy w UE. Jeśli te cztery ugrupowania porozumieją się, to możliwe będzie sprawne obsadzenie wysokich stanowisk w UE, a  także w miarę nieskrępowaną legislację. Bardziej spójna ideologicznie koalicja chadeków, socjalistów i liberałów miałaby 56 proc. miejsc w PE. Projektowany wynik partii proeuropejskich jest wyższy niż przewidywano jeszcze kilka miesięcy temu.

Zwycięzcą wyborów na pewno będzie Europejska Partia Ludowa, do której należą PO i PSL. I Polacy zapewne zapewne pozostaną drugą, pod względem liczebności, delegacją w tej frakcji. Pierwsze miejsce Niemców z CDU i CSU jest niezagrożone, ale z drugiej strony Polaków nie wyprzedzą ani francuscy Republikanie, ani Włosi z Forza Italia, ani nawet zyskujący obecnie na popularności Hiszpanie z Partii Ludowej. To da Polakom dobry punkt wyjścia do ubiegania się o stanowiska w PE, bo wielkość delegacji w połączeniu z wielkością grupy politycznej oznacza preferencje. W obecnej kadencji Polacy z PO i PSL stoją na czele aż trzech bardzo ważnych komisji parlamentarnych: Przemysłu, Badań Naukowych i Energii (Jerzy Buzek), rolnictwa (Czesław Siekierski) oraz Spraw Konstytucyjnych (Danuta Huebner). Według tego sondażu PO miałaby dysponować 20 mandatami, PiS — 24, SLD i Wiosna — po 4.

Cała EPL ma mieć 183 mandaty, czyli 25 proc. z 705. Na drugim miejscu znaleźliby się socjaliści ze 135 mandatami, potem liberałowie z ALDE — 75, komuniści i regionaliści z grupy GUE/NGL — 46 i Zieloni — 45.

Dużo więcej niewiadomych jest w pozostałych grupach politycznych. W obecnej kadencji za chadekami i socjalistami plasują się konserwatyści z EKR, gdzie prym wiodą delegacja brytyjska i polska. Jednak po brexicie i odejściu torysów z EKR grupa ta będzie musiała szukać nowych członków. Może dołączyć włoska Liga Północna, której szef wicepremier Matteo Salvini był w Polsce i namawiał Jarosława Kaczyńskiego do wspólnej koalicji na wybory. Na razie PiS się nie zadeklarował, bo chce mieć otwarte różne możliwości. Ale po wyborach taki sojusz wydaje się bardzo logiczny. A Włosi mogą zaoferować aż 27 mandatów.

Prawdopodobnie w innej grupie (tak jest również teraz) znalazłoby się drugie rządzące we Włoszech ugrupowanie Ruch 5 Gwiazd. Zawarli ono porozumienie m.in. z Ruchem Kukiza, który jednak według tej projekcji do PE nie wchodzi. Ponadto Włosi zachęcają do sojuszu ewentualnych przedstawicieli francuskich “żółtych kamizelek”. Nie wiadomo jednak, czy z tej inicjatywy wyłoni się jakaś spójna delegacja parlamentarna.