– Jeśli nie dojdziemy do porozumienia w sprawie sprawiedliwego podziału uchodźców, trzeba będzie sobie postawić pytanie o Schengen – powiedziała Angela Merkel. Niemiecka kanclerz, której kraj jest głównym celem dla uchodźców z Syrii, wywiera presję na pozostałe kraje UE, żeby one także przyjmowały imigrantów.
Bruksela, w porozumieniu z Berlinem, przygotowuje nowe propozycje zajęcia się kryzysem imigracyjnym. Jeszcze w maju proponowała rozdzielenie 40 tys. uchodźców z obozów we Włoszech i Grecji, tak żeby Polska musiała przyjąć ponad 2 tys. osób. Wiadomo, że liczba będzie większa oraz że będą to uchodźcy nie tylko już obecni we Włoszech i Grecji, ale także na Węgrzech i w Austrii. Szczegóły mają być przedstawione w przyszłym tygodniu oraz na nadzwyczajnym spotkaniu szefów MSW 14 września w Brukseli. Grupa krajów, w tym Polska, sprzeciwia się obowiązkowym kwotom. Trudniej będzie jednak odrzucić nowy system w sytuacji, gdy Europę szturmują dziesiątki tysięcy imigrantów.
Najpoważniejszą groźbą stosowaną przez Berlin jest zdemontowanie systemu Schengen, czyli obszaru, na którym nie prowadzi się kontroli na granicach wewnętrznych UE. Merkel powiedziała co prawda, że nie jest to jej życzenie, ale trzeba będzie sobie postawić takie pytanie w razie oporu niektórych krajów. Byłaby to decyzja symbolicznie dużo groźniejsza niż likwidacja wspólnej waluty.
– Podróżowanie bez kontroli granicznej było pragnieniem ojców założycieli UE i zostało zapisane w traktatach – mówi „Rz" Camino Mortera, ekspertka think tanku Centre for European Reform. Według niej likwidacja Schengen jest bardzo trudna, ale nie niemożliwa: – Prawo jest pisane przez państwa członkowskie.
Przyznaje jednak, że słowa Merkel należy traktować bardziej jako polityczny straszak. – Po pierwsze, Schengen jest częścią traktatów unijnych, więc zmiana wymagałaby jednomyślności. Po drugie, oczywiście trzeba by przywrócić całą infrastrukturę graniczną. To byłby proces bardzo trudny i rozłożony na lata – uważa Mortera.
Znacznie szybciej można natomiast wprowadzić zmiany, które pozwoliłyby na uciążliwe sporadyczne kontrole na granicach. Coś więcej niż kontrolowanie samochodów i pociągów na granicy Austrii z Węgrami, które można prowadzić już według obecnie obowiązującego prawa.