To nie wszystko. Z statystyk policji wynika, że na granicy austriacko-niemieckiej po azyl zgłosiło się w marcu zaledwie 5 tys. imigrantów, podczas gdy w styczniu było ich 64 tys. Różnice  w statystykach przedstawianych przez policję i administrację rządową spowodowane są zapewne tym, iż niektórzy imigranci składają wnioski azylowe więcej niż jeden raz, czego nie jest jeszcze w stanie wychwycić niedoskonały system elektroniczny.

Tak czy owak minister de Maiziere jest pełen nadziei. W jego ocenie spadek napływu imigrantów jest wynikiem porozumienia UE-Turcja, które weszło w życie pod koniec marca. Nie powiedział jednak, że podobny efekt mają mury i zasieki z drutu kolczastego, które budują państwa leżące na tzw. szlaku bałkańskim uchodźców co uniemożliwia im dotarcie do Austrii i do Niemiec.

De Maiziere ostrzega jednak przed wyciąganiem zbyt optymistycznych wniosków, co do liczby spodziewanych imigrantów w tym roku. - Nie wiemy jak będzie wyglądała dalsza realizacja porozumienia z Turcją - zastrzegł. Zapewnił jednak, że „możliwości” Niemiec są nadal wysokie.

Tymczasem nie ustaje debata ilu imigrantów potrzebuje niemiecki rynek pracy. Instytut Badawczy Prognos dokonał symulacji tego, jak wyglądać będzie rynek pracy w sytuacji, gdyby co roku do Niemiec napływało 500 tys. imigrantów oraz gdyby było ich 100 tys rocznie. Wyszło, że w pierwszym wypadku, w 2040 roku deficyt rąk do pracy wyniesie od 600 tys. osób do półtora miliona. W drugim wypadku zabraknąć mogłoby do 8 mln. pracowników.

Dane to nie dotyczą wyłącznie imigrantów z krajów nie należących do UE. W Niemczech pracuje już dzisiaj ok. 3,5 mln cudzoziemców, w tym 1,4 mln. obywateli państw UE. W tej grupie jest co najmniej 150 tys. Polaków.