W jej długim życiu splotło się tyle nieprawdopodobnych zdarzeń, kłopotów i sukcesów, że można by było nimi obdzielić kilka biografii. Nie tylko jednak z tego powodu Alicia Alonso była jedyna i niepowtarzalna.
Dziewczynka urodzona w Hawanie w 1921 roku w rodzinie oficera nie miała wielkich szans, by zostać tancerką. Jej ojczyzna, Kuba nie mogła poszczycić się w tej dziedzinie sztuki osiągnięciami. Ona jednak była uparta i dlatego w wieku 18 lat pojechała do Nowego Jorku, już z mężem, także tancerzem. Tam początkowo nie wiodło się im najlepiej, na dodatek Alicia zaszła w ciążę i urodziła córkę.
Taniec w myślach
Potem oboje zaczęli występować w rewiach na Broadwayu i Alicia miała pieniądze na dalszą naukę. Niestety, w 1941 roku lekarze stwierdzili u niej odklejanie się siatkówki. Operacja nie przyniosła poprawy, lekarze zasugerowali kolejną, po której stwierdzili, że Alicia nigdy nie odzyska możliwości peryferyjnego widzenia.
Zdecydowała się więc na jeszcze jedną – w Hawanie, po której została wyłączona z życia niemal na rok. Nie wolno jej było ruszać głową, śmiać się, czy płakać, musiała unikać jedzenia, które wymagało mocniejszego gryzieni. – Tańczyłam w myślach. bez ruchu leżąc na plecach – opowiadała potem. – Tak nauczyłam się roli Giselle.
W końcu pozwolono jej wstać z łóżka, ale zabroniono tańczyć. Pod pretekstem wyprowadzania psa wymykała się więc do baletowego studia, by ćwiczyć. Odmianę przyniósł pewnego dnia huragan, który rozszalał się w Hawanie. Wyrwał drzwi z domu, a odłamki szkła poraniły jej twarz. Lekarze uznali, że skoro tak silny wstrząs nie spowodował pogorszenia wzroku, Alicia Alonso może wrócić do tańca. W 1944 roku w Nowym Jorku odniosła pierwszy wielki sukces właśnie w „Giselle”.