Koncepcja budzi zdziwienie. Do tej pory szczytem geopolitycznego egoizmu było budowanie kolejnych pasów startowych (z trzykilometrowym liderem zdolnym przyjmować zarówno pasażerskie samoloty, jak i wojskowe maszyny na Fiery Cross) oraz rozstawianie na sztucznych wyspach baterii rakiet. Ostatnie dni przyniosły doniesienia o możliwym teście najnowszych pocisków DF-41, które byłyby zdolne dolecieć z Chin do każdego miejsca w Stanach Zjednoczonych. Zasięg od 12 do 15 tys. km zmusza do refleksji nad tym, co Chiny mogą mieć w zanadrzu dla ewentualnych wrogów. Tym razem jednak pomysł przerasta dotychczasowe przewidywania państw regionu oraz sympatyzujących z nimi sojuszników.
Sztuczne wyspy miałyby stać się bazami nie tylko dla żołnierzy, ale i dla elektrowni atomowych. W planach ma teoretycznie być nawet 20 takich konstrukcji - a przynajmniej tak twierdzi chiński dziennik Global Times. Mobilne, zdolne do przemieszczania się po terenie morza reaktory z pewnością wywołają wściekłość zarówno Wietnamu, Filipin jak i pozostałych państw dbających o zabezpieczenie własnych interesów oraz stojących na straży spokoju w regionie Azji Południowowschodniej.
W maju 2014 roku pływająca platforma wiertnicza o numerze 981 zapoczątkowała nową falę sporów terytorialnych z Chinami. Od momentu, gdy wpłynęła na wietnamskie wody, problemy zaczęły się mnożyć. Kilkanaście miesięcy i kilka sztucznych wysp później już sama wizja mobilnych elektrowni atomowych może wzbudzić większe kontrowersje.
Za nowe konstrukcje ma odpowiadać China Shipbuilding Industry Corporation, firma należąca do chińskiego rządu. Według dotychczasowych informacji takie platformy miałyby produkować energię potrzebną podczas tworzenia kolejnych elementów infrastruktury na nowo zagospodarowywanych terenach. Stany Zjednoczone skorzystały w latach 60. ubiegłego wieku w Kanale Panamskim. Umieszczono wówczas reaktor na starym okręcie z II wojny, by zaopatrzyć region w energię.
Pływające reaktory na terenie Morza Południowochińskiego musiałyby być wystarczająco szybkie, by usuwać się z trasy tajfunów. Teren jest bardzo wymagający pod względem meteorologicznym, a także potrafi zaskoczyć zsyłając na pływającą jednostkę groźnych piratów. Przed kilkoma dniami rząd Indonezji przypominał o rosnącym zagrożeniu z ich strony właśnie na spornym morzu. Jeżeli nie zadba się dostatecznie o bezpieczeństwo, według Dżakarty akwen może zamienić się w drugą Somalię.