W cztery lata dookoła świata

Kiedy wyruszali w rejs dookoła świata, mieli w kieszeni 6 tys. złotych, a Karolina była w trzecim miesiącu ciąży. Wrócili po czterech latach z dwójką dzieci. O uciekaniu przed piratami, zakładaniu rodziny na jachcie oraz spełnianiu marzeń w rozmowie z Onetem opowiada Mateusz Stodulski.

Aktualizacja: 21.07.2018 10:57 Publikacja: 21.07.2018 10:42

Rodzina Stodulskich w Agadirze

Rodzina Stodulskich w Agadirze

Foto: Mateusz Stodulski/Sputnik Team

Anna Tłustochowicz, Onet: Rejs, w który wyruszyliście wraz z żoną oraz synkiem, trwał cztery lata. Jak długo się przygotowywaliście?

Mateusz Stodulski: Praktycznie trzy lata, choć tak naprawdę chyba całe życie. W dzieciństwie żeglowałem z ojcem, a później z przyjaciółmi. Planowałem rejs jeszcze zanim założyłem rodzinę, więc żona doskonale wiedziała, w co się pakuje. Wspierała mnie we wszystkich przygotowaniach.

Podróż dookoła świata to na pewno spory wydatek.

By zdobyć środki, musieliśmy sprzedać dwa samochody. Pracowałem etatowo jako urzędnik i jednocześnie prowadziłem warsztat, zajmujący się obróbką stali nierdzewnej. Pierwszy jacht - Sputnik 2 - przygotowywałem z pomocą przyjaciół w wolnych chwilach, przeważnie w weekendy.

Pomogli mi także sponsorzy, którzy dostarczyli profesjonalny sprzęt, m.in. żagle czy GPS. Przygotowanie jachtu kosztowało kilkadziesiąt tysięcy złotych. Kiedy wyruszałem w rejs, miałem na koncie dosłownie 6 tysięcy.

Kilka miesięcy przed wypłynięciem dowiedzieliście się, że zostaniecie rodzicami. Zapewne myśleliście o tym, by zrezygnować.

Wszystko uzależnialiśmy od samopoczucia żony. Gdy wyruszaliśmy, była w trzecim miesiącu ciąży. Pierwszy etap był bezpieczny, ponieważ płynęliśmy cały czas wzdłuż lądu. W każdej chwili mogliśmy wpłynąć do jakiegoś portu i zatrzymać się na kilka dni.

Poród odbył się na wodzie?

W siódmym miesiącu ciąży ze względu na tropikalne upały żona postanowiła na chwilę wycofać się z dalszego rejsu. Zrobiliśmy przystanek w Portugalii, a stamtąd Karolina wróciła do Kamienia Pomorskiego. Na czas porodu zostawiłem jacht w Barcelonie i wróciłem do Polski. Pierwsze dwa miesiące spędziłem z rodziną. Żona z 4-miesięcznym synkiem dołączyła do mnie w Neapolu na początku wiosny. Bruno od początku świetnie czuł się na jachcie.

Do końca płynęliście już we trójkę?

Nie do końca. Gdy musiałem wykonać miesięczny przelot przez Atlantyk, zostawiłem moją rodzinę na lądzie, by nie narażać jej na niepotrzebne ryzyko. Z kolei pół roku przed zakończeniem rejsu moja żona, która była w trzecim miesiącu ciąży, wróciła z Brunem do Polski. Od tego czasu żeglowałem z przyjaciółmi. Karolina łącznie towarzyszyła mi w podróży przez trzy lata.

Jak często robiliście przystanki?

Najczęściej było tak, że jeden dzień żeglowaliśmy, a trzy kolejne spędzaliśmy w na postoju. Rekordowo bez przerwy płynęliśmy 33 dni z Panamy na Polinezję Francuską - wtedy na wodzie spędziliśmy ponad miesiąc. Jako jedyny pełnoetatowy członek załogi musiałem prowadzić jacht przez całą dobę. Oczywiście nierealne było, bym siedział przy sterze cały czas, więc płynęliśmy głównie na autopilocie. Dodatkowo musieliśmy tak planować przystanki, bym mógł zarobić dodatkowe pieniądze.

Jak to wyglądało?

Pierwszy kilkumiesięczny przystanek zrobiliśmy w Grecji na wyspie Kos. Tam znalazłem pracę jako kapitan na jachtach czarterowych, a żona w tym czasie pomieszkiwała u swojej przyjaciółki. Z kolei roczny postój mieliśmy na francuskiej Martynice na Karaibach. Musieliśmy zarobić na większy jacht - Sputnika 3, a także zapasy żywności. Na początku miałem problemy ze znalezieniem pracy. Dawałem sobie wówczas 50 proc. szans na kontynuowanie rejsu. Byłem świadomy, że wyprawa może zakończyć się w każdej chwili.

Obecność Bruna w istotny sposób zmieniła przebieg wyprawy?

Płynąc z niemowlakiem, musieliśmy rozsądnie planować zaprowiantowanie. Nasza lodówka była wyposażona w przeróżne puszki i konserwy mięsne. Podczas długich przelotów jedliśmy m.in. dania z makaronem i warzywami, a w sytuacjach kryzysowych korzystaliśmy z żywności liofilizowanej, przeznaczonej dla alpinistów i kosmonautów. Nauczyłem się także bezpiecznie pasteryzować żywność.

Na wodzie wpadliście w jakieś poważniejsze tarapaty?

Na Morzu Czerwonym dwa razy uciekaliśmy przed piratami. Za pomocą celownika laserowego i atrapy broni symulowaliśmy, że jesteśmy uzbrojeni i w ten sposób ich odstraszyliśmy. Na szczęście nie wiedzieli, że byliśmy całkowicie bezbronni.

Kilka razy trafiliśmy na wzburzone morze czy silniejszy wiatr, jednak nasz jacht był na tyle dobrze przygotowany, że sprawnie sobie poradziliśmy. Poza tym nawet na środku Pacyfiku dysponowałem komunikatorem satelitarnym, za pomocą którego mogłem porozumiewać się z lądem. Otrzymywałem prognozy pogody, tak więc mogłem w miarę bezpiecznie żeglować.

Które z odwiedzonych miejsc najbardziej utkwiło wam w pamięci?

Najbardziej zachwycającym miejscem był wyspa Fatu Hiva na Markizach. Kiedy minęliśmy ją i wpłynęliśmy od zawietrznej strony, z której leciały zapachy niesione wiatrem, poczuliśmy prawdziwą eksplozję kwiatową. Na tej wyspie wszystko było kwitnące - mieszanka zapachów i aromatów, pełno owoców oraz wszelkich dóbr, jakimi natura może obdarzyć człowieka. To wszystko było dosłownie na wyciągnięcie ręki. Nagle znaleźliśmy się w raju na ziemi.

Nie moglibyśmy zakończyć tej rozmowy innym pytaniem. Czy w rejs dookoła świata może wyruszyć każdy?

Tak, ale trzeba zdać sobie sprawę, że przygotowania do takiej wyprawy trwają latami. W moim przypadku było to prawie 30 lat, czyli niemal całe życie. Kluczem do sukcesu jest pasja oraz ludzie, z którymi możemy wyruszyć w rejs. Niezwykle ważne było dla mnie, by zrealizować ten plan z odpowiednią osobą.

Anna Tłustochowicz, Onet: Rejs, w który wyruszyliście wraz z żoną oraz synkiem, trwał cztery lata. Jak długo się przygotowywaliście?

Mateusz Stodulski: Praktycznie trzy lata, choć tak naprawdę chyba całe życie. W dzieciństwie żeglowałem z ojcem, a później z przyjaciółmi. Planowałem rejs jeszcze zanim założyłem rodzinę, więc żona doskonale wiedziała, w co się pakuje. Wspierała mnie we wszystkich przygotowaniach.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Kultura
Biblioteka Narodowa zakończyła modernizację Pałacu Rzeczypospolitej
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”