Gdański głód

Sebastian Mila o Lechii i Legii, rozpamiętywaniu porażek i uczciwości trenera.

Aktualizacja: 16.04.2019 21:26 Publikacja: 16.04.2019 20:31

Sebastian Mila w reprezentacji zagrał 38 razy w latach 2003–2015. Zdobył 8 bramek. Ze Śląskiem Wrocł

Sebastian Mila w reprezentacji zagrał 38 razy w latach 2003–2015. Zdobył 8 bramek. Ze Śląskiem Wrocław był mistrzem Polski. Dziś jest ekspertem TVP

Foto: PAP

Wiadomo, że nie będzie pan do końca obiektywny, jeszcze rok temu grał pan w Lechii Gdańsk, ale mimo to spytam: kto zostanie mistrzem Polski, Lechia czy Legia?

Z ręką na sercu, nie potrafię wskazać faworyta. To zbyt trudne. Siadałem z terminarzem w ręku, patrzyłem na kolejne mecze, jakie przyjdzie rozegrać obu zespołom, robiłem symulacje i nic... Wiemy, jaka jest ta liga, tu naprawdę każdy może przegrać z każdym. Runda finałowa to siedem meczów, 21 punktów do zdobycia. Niby sporo, ale jednak bardzo mało. Dwie wpadki eliminują z walki o tytuł. Pytanie, jaką Lechię zobaczymy w decydującej fazie – taką, jaką widzieliśmy przez większą część sezonu, czyli konsekwentną, kontrolującą mecze, czy taką jak w meczu z Cracovią – momentami spanikowaną i przede wszystkim zmęczoną. Podobne wątpliwości są przy Legii. Czy do końca sezonu już będzie to taki zespół jak w trzech ostatnich meczach, czy wróci drużyna gubiąca punkty, odpadająca z Pucharu Polski z I-ligowym Rakowem.

Co przemawia za Lechią?

Głód. Klub nigdy nie zdobył mistrzostwa, podobnie jak większość piłkarzy, którzy tam grają. Syty sportowiec jest jednak bardziej rozleniwiony, trudniejszy do zmotywowania. Wszyscy w Gdańsku mają niesamowite ciśnienie na tytuł. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wtedy też pojawia się presja.

A za Legią?

Doświadczenie i umiejętność gry w rundach finałowych. Oczywiście jest mi bliżej do Lechii, ale niezależnie od tego wydaje mi się, że ten głód z Gdańska okaże się decydujący.

U Piotra Stokowca nie wchodził pan na boisko, więc nie wiem, jakie są wasze relacje, ale może pan powiedzieć, że trener także będzie atutem Lechii?

Widziałem, jak prowadzi treningi, spędziłem z nim trochę czasu jeszcze jako kolegą z drużyny w Groclinie, znam go więc dość dobrze. I faktycznie mam wrażenie, że Stokowiec jest atutem Lechii. Podoba mi się, że on nie panikuje, podchodzi do walki o tytuł z powagą, ale też na chłodno. To nie jest przestraszony facet, który znalazł się w takiej sytuacji przez przypadek. Dodatkowo potrafi zaryzykować ze składem. Na bardzo ważny mecz z Lechem posadził na ławce Flavio Paixao i Daniela Łukasika. Oczywiście było to efektem gry w półfinale Pucharu Polski, ale mimo wszystko nie każdego szkoleniowca byłoby stać na taką decyzję.

Zaskoczyła pana wysoka porażka Lechii w Krakowie?

Mam na ten temat teorię mało popularną i pewnie wiele osób się ze mną nie zgodzi. Wydaje mi się, że decydujące okazało się zmęczenie. Piłkarze rozegrali ważny mecz w lidze, za chwilę wsiedli do samolotu, pojechali na Puchar Polski, wrócili dzień później, w domach byli przez kilkanaście godzin i znów musieli wsiadać do samolotu i lecieć, tym razem do Krakowa. Nie była to pewnie jedyna czy nawet główna przyczyna tej porażki, ale jednak odbiło się to na piłkarzach. Oczywiście należy oddać co należne Cracovii. W drugiej połowie zawodnicy Michała Probierza nawet przez chwilę nie dali Lechowi pomyśleć, że wywiezie z Krakowa choćby jeden punkt. A odwrócić przebieg meczu na wyjeździe, gdy nie niosą trybuny, jest szalenie trudno.

W tym tygodniu Stokowiec musi przede wszystkim popracować z piłkarzami nad reakcją na tę porażkę?

Zdecydowanie tak. Kiedy drużyna wygrywa mecz za meczem, awansuje do finału Pucharu Polski, mobilizacja przychodzi sama. Po porażce nie można dopuścić do tego, by pojawiło się zwątpienie, złe myśli. Największa w tym rola trenera i odpowiedniej analizy.

A jak piłkarze reagują na tak wysoką i niespodziewaną przegraną w tak ważnym momencie sezonu? Rośnie niepewność czy wręcz przeciwnie – pojawia się chęć jak najszybszego wyjścia na boisko i pokazania, że to tylko wypadek?

W takim momencie ważna jest grupa. Jeśli większość zawodników jest pozytywnie nastawiona, to oni za uszy pociągną w górę malkontentów, niepewnych, tych rozpamiętujących przegraną. Ale jedna porażka, szczególnie po tak dobrej serii, zazwyczaj nie powoduje jeszcze wielkiego problemu. Gdy przegrasz kilka razy z rzędu, to owszem, zaczyna się kombinowanie, pojawia się blokada. Ale po jednym meczu jest co najwyżej delikatna niepewność i przede wszystkim wspomniana chęć jak najszybszego wyjścia na boisko.

Tymczasem Legia nabiera rozpędu i szykuje się do mocnego finiszu w swoim stylu.

Faktycznie, pierwsze, co się nasuwa na myśl, że oto wróciła klasyczna Legia, która w najważniejszych momentach jest gotowa, by wygrywać najważniejsze mecze. Widać, jak wiele w Warszawie dała zmiana trenera.

Legia Aleksandara Vukovicia w trzech meczach pod jego wodzą była imponująca.

Podobało mi się, że Vuko dał sygnał wszystkim w klubie, że są mu potrzebni. Do drużyny, gdzie kilku zawodników było skreślonych i na aucie, wpuścił świeże powietrze. Pojawił się w składzie Kasper Hamalainen, z ławki zaczął wchodzić Miro Radović. Nagle zawodnicy zrozumieli, że znów każdy ma szansę, że robią coś razem. Po pierwszym meczu wydawało się, że Vuković już ustalił skład, że wypracował obsadę skrzydeł, a w kolejnym meczu w jedenastce pojawił się Iuri Medeiros i był świetny.

Zbudował poczucie jedności.

Trener powinien nawet bardziej dbać o tych zawodników, którzy nie grają, bo ci, którzy co weekend wychodzą na boisko, mają swoją nagrodę. A dobry trener musi być uczciwy i musi tak zrobić, by piłkarze z ławki byli w każdej chwili gotowi do wejścia i do pomocy. By czuli się częścią zespołu. Myślę, że Vuković wiedział, jak się zachować, gdyż sam jeszcze niedawno był piłkarzem, ma doświadczenie i wie, jak powinna funkcjonować drużyna.

To kto będzie mistrzem?

Naprawdę nie wiem.

Wiadomo, że nie będzie pan do końca obiektywny, jeszcze rok temu grał pan w Lechii Gdańsk, ale mimo to spytam: kto zostanie mistrzem Polski, Lechia czy Legia?

Z ręką na sercu, nie potrafię wskazać faworyta. To zbyt trudne. Siadałem z terminarzem w ręku, patrzyłem na kolejne mecze, jakie przyjdzie rozegrać obu zespołom, robiłem symulacje i nic... Wiemy, jaka jest ta liga, tu naprawdę każdy może przegrać z każdym. Runda finałowa to siedem meczów, 21 punktów do zdobycia. Niby sporo, ale jednak bardzo mało. Dwie wpadki eliminują z walki o tytuł. Pytanie, jaką Lechię zobaczymy w decydującej fazie – taką, jaką widzieliśmy przez większą część sezonu, czyli konsekwentną, kontrolującą mecze, czy taką jak w meczu z Cracovią – momentami spanikowaną i przede wszystkim zmęczoną. Podobne wątpliwości są przy Legii. Czy do końca sezonu już będzie to taki zespół jak w trzech ostatnich meczach, czy wróci drużyna gubiąca punkty, odpadająca z Pucharu Polski z I-ligowym Rakowem.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową