„To jest Mateusz. Mój najmłodszy brat. Najspokojniejszy z czwórki rodzeństwa. Grzeczny i miły. Miał ksywę Pucuś bo jak był mały to wszystko czyścił. Potem mu przeszło. Ciągle szuka swojego miejsca na tym świecie. Jeździ i mieszka to tu, to tam. Najlepiej jest oczywiście w domu, u mamy. Mamy, która teraz szaleje z niepokoju bo jej najmłodszy syn zaginął bez śladu u wybrzeży Tajlandii” - napisała 10 grudnia Monika Tyszkiewicz, siostra zaginionego 26-latka z Ełku. Jak dodała kobieta, w akcję zaangażowała się już ambasada RP.

Mateusz Juszkiewicz miał pojawić się w Tajlandii 12 listopada. Bilet powrotny miał wykupiony na 12 grudnia. Pięć dni wcześniej, podczas wyprawy kajakowej z plaży Ya Nui na wyspie Phuket, zaginął. Towarzyszyła mu 23-letnia mieszkanka Tajlandii, Werakan Siriprakon. Warunki atmosferyczne tego dnia znacznie pogorszyły się wieczorem. Para miała stracić możliwość sterowania kajakiem.

Z relacji siostry Juszkiewicza wynika jednak, że 26-latek i jego towarzyszka rozmawiali później przez telefon z przyjaciółmi, których poinformowali, że za około pół godziny powinni być znaleźć się plaży oraz, że czekają na pomoc.

W sieci ruszyła zbiórka na zorganizowanie akcji ratunkowej. Dotąd zebrano ponad 40 tys. złotych z planowanych 100 tysięcy.  „Wszystkie środki, które zostaną tu zebrane, zostaną przeznaczone na akcję poszukiwawczą – w wodzie i na lądzie. W morzu i na wyspach. Na wynajęcie specjalistów i ochotników, doświadczonych w tego typu akcjach. Podarujcie nam jeszcze odrobinę nadziei. Na odnalezienie ich” - zaznaczono w opisie zbiórki.

W Tajlandii jest siostra zaginionego. Kobieta ma dziś spotkać się z zastępcą gubernatora prowincji i polskim ambasadorem.