Sąd Rejonowy Wraszawa-Śródmieście wydał we wtorek wyrok uniewinniający 40 osób – antyfaszystów i działaczy Obywateli RP – w sprawie zarzutów o zakłócenie legalnej manifestacji ONR i Młodzieży Wszechpolskiej.

I mimo że skrajnie prawicowy przemarsz rzeczywiście był legalny, a blokujący nie zgłosili swojego zgromadzenia władzom, sędzia Łukasz Biliński uznał, że to garstka antyfaszystów miała rację, a nie setki narodowców maszerujących pod sztandarami „Polski dla Polaków". Na podstawie analizy wywiadów prasowych liderów oraz zapisanych programów i deklaracji, wprost nawiązujących do faszystowskiej ideologii i ponurej praktyki działania tych organizacji od końca lat 20. XX wieku, sędzia uznał, że to legalna manifestacja działała przeciw demokracji, a niewielka blokada jej broniła. Przypomniał też deklarację ideową ONR, która do dziś promuje „zachowanie homogeniczności etnicznej". „Sąd zwraca też uwagę – mówił Biliński – że zasada rządów państwa prawa nie daje się pogodzić ze stanowiskiem Młodzieży Wszechpolskiej i ONR, które zwracają uwagę na prawo większości, a prawa mniejszości bagatelizują. A przecież rządy prawa oznaczają, że wszyscy muszą mieć takie same prawa. W tym mniejszości etniczne, religijne, czy seksualne. Nie można tych praw ograniczać, bo np. osoba ciemnoskóra nie może być Polakiem".

A skoro tak, to logiczną konsekwencją przyjętego przez sąd założenia było uznanie, że blokujący nic złego nie zrobili.

Sąd zdecydował się na oryginalną argumentację. Być może to ostatnia możliwa odpowiedź na to, co się dzieje na ulicach Warszawy, Białegostoku czy Wrocławia: samorządy uchylają się od decyzji, zmuszone ustawą wydają zezwolenia na manifestacje narodowców, odbywające się zazwyczaj pod hasłami wzywającymi do nienawiści na każdym możliwym tle, a policji wydaje się, że skoro manifestacja jest legalna, to można podczas niej robić wszystko. Rzadko się zdarza, by ktokolwiek odpowiedział za rasistowskie transparenty czy symbole. To już FIFA i UEFA są bardziej rygorystyczne w wymierzaniu kar za rasizm na stadionach niż polskie organa ścigania.

Warszawski sąd zachował się inaczej niż białostocki przed marszem wielbicieli niezłomnego oddziału słynnego Burego, oskarżanego o mordy na ludności cywilnej. Burmistrz Hajnówki zakazał manifestacji, a swoją decyzję uzasadniał nie tylko wrogim i prowokacyjnym przekazem marszu wobec mniejszości białoruskiej, ale także podejrzeniami zachowań sprzecznych z prawem podczas marszu w 2018 r. To jednak dla sądu było za mało i uznał, że „przesłanek do zakazania marszu nie ma". Organizatorką Marszu Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce była m.in. Barbara Poleszuk, a poprowadziła go dzień po zdjęciu opaski elektronicznej i odbyciu wyroku za podrapanie policjanta w Białowieży. A słynny Piotr Rybak, znany ze spalenia kukły Żyda we Wrocławiu, pozował wręcz w czasie marszu z ręką uniesioną w hitlerowskim pozdrowieniu. W szeregach nacjonalistów przeszli też byli burmistrzowie Hajnówki i Bielska. Być może kiedyś sąd w Białymstoku znajdzie przesłanki do powstrzymania „wyklętych narodowców". Na razie sąd w Warszawie uniewinnił tych, którzy siedząc na ulicy z białymi różami w dłoniach, próbowali ich zatrzymać.