27-letni Jilmar Ramos-Gomez z Grand Rapids spędził trzy dni w ośrodku dla nielegalnych imigrantów w hrabstwie Calhoun. 17 grudnia zwolniono go, po tym jak dokumenty dotyczace jego sprawy zostały dostarczone służbom imigracyjnym - podaje Amerykańska Unia Wolności Obywatelskich (ACLU) z Michigan.
- Dlaczego myśleli, że nie jest obywatelem? Czy pomylili go z kimś innym? Kto wie - mówi prawnik z ACLU, Miriam Aukerman dodając, że mężczyzna ma problemy z psychiką więc był bezradny wobec urzędników.
Rzecznik służby imigracyjnej (ICE) odmówił komentarza w tej sprawie, ze względu na trwające w USA zamknięcie rządu.
Ramos-Gomez trafił do aresztu w hrabstwie Kent, po tym jak został oskarżony o włamanie i uszkodzenie alarmu przeciwpożarowego w szpitalu w Grand Rapids. Mężczyzna przyznał się do winy i miał wyjść z aresztu 14 grudnia czekając na wyrok, ale wtedy ICE zażądało wydania go. Policja z Kent podkreśla, że - zgodnie z obowiązującą procedurą - przekazała mężczyznę służbom imigracyjnym.
Ramos-Gomez trafił do ośrodka dla nielegalnych imigrantów w Battle Creek, z którego został jednak wypuszczony po interwencji prawnika, Richarda Kesslera, którego wynajęła rodzina Ramosa-Gomeza.