Żyją jeszcze ludzie pamiętający czasy bez telewizji, ale pradziadowie nie narzekali na nudę. Owszem, na spotkaniach rodzinnych i towarzyskich, na proszonych obiadach grywano w karty „dla zabicia czasu", ale nie wszyscy, z reguły ci bardziej szacowni i leciwi. Poza tym „towarzystwo" chętnie odchodziło od stolika, gdy działo się coś ciekawego.
A co ciekawego mogło się wydarzać w salonach? Bardzo wiele. XIX wiek to nie tylko rewolucja przemysłowa, ale także lawinowo dokonywane odkrycia naukowe. Przy czym uczeni, nie mając – poza prasą – możliwości przedstawiania szerszej publiczności swoich dokonań, organizowali odczyty, wykłady, demonstracje w muzeach czy na uniwersytetach, podczas których na żywo przeprowadzali doświadczenia z najróżniejszych dziedzin.
W dobrym tonie było bywanie w tych świątyniach wiedzy, a potem, w salonach, rozprawianie o tym, co się tam widziało. Wielu nie tylko rozprawiało o najnowszych naukowych nowinkach, ale także demonstrowało rodzinie i przyjaciołom „naukowe sztuczki". Jak choćby tę opartą na cechach fizycznych układu, jakim był kieliszek odwrócony do góry dnem, ustawiony na obrusie na dwóch monetach. Należało wydobyć jedną z monet bez dotykania jej czymkolwiek, wydmuchiwania itp. Układ taki ma sprężystość i bezwładność, cechy dobrze znane w mechanice. Kto o tym wiedział, „wydrapywał" monetę spod kieliszka, skrobiąc paznokciem po obrusie. „Sprężystość tkaniny oddaje monecie ruch, a ta, na skutek bezwładności, posuwa się w kierunku palca, aż wydostanie się spod kieliszka" (Jerzy Dąbrowski, „Zabawy naszych pradziadków").
„W dzisiejszych czasach, kiedy dbałość o zdrowie i wzmacnianie sił fizycznych coraz większe przybiera rozmiary, środki wzmacniające owe siły stają się coraz potrzebniejsze. Gimnastyka sama nie wystarcza i wśród sportów niewiele znajdziemy właściwych" – pisała w 1900 roku Maria Weryho w książce „Gry i zabawy towarzyskie w pokoju i na wolnym powietrzu". Jedną z takich zabaw był „trudny zapłon" rodem prosto z Paryża. Dwaj panowie (nigdy panie!), trzymając w prawych rękach lichtarz ze świecą, klęczeli naprzeciw siebie na prawych kolanach, lewą ręką chwytając podbicie swojej stopy, poniżej kostki; jedna świeca płonęła, druga nie, należało ją zapalić od tej płonącej. „Aby jednak przy tej okazji nie pochlapać podłogi stearyną, dla uspokojenia pani domu wyścielcie parkiet rozłożonymi gazetami" – radził Arthur Good w dziełku „La Science Amusante, 100 Experiences" (Paryż, 1891).
Zabawom takim sprzyjał karnawał, gdy wszelkiego rodzaju konwentykle były szczególnie częste. Warto wziąć pod uwagę, że w domach bez centralnego ogrzewania regułą było, że choinka stała do Matki Boskiej Gromnicznej, czyli do 2 lutego. W takiej scenerii „La Science Amusante" była witana z aplauzem, zwłaszcza gdy chodziło o prawo ciążenia i zjawisko bezwładności – tu ulubionymi rekwizytami były monety. Na przykład demonstrator kładł na talerzu stosik monet, kilka sztuk, chodziło o ich przeniesienie, z zachowaniem porządku, na stół, bez dotykania monet: „Żeby dopiąć celu, podnieś talerz do wysokości 30 centymetrów nad stołem, prędko opuść do 20 centymetrów i pociągnij ku sobie".