Mark Douglas, dyrektor generalny firmy, która od początku istnienia pozwala pracownikom na branie tyle dni wolnych, ile potrzebują zauważył, że pracownicy mimo to mieli opory przed braniem dni wolnych.
- Jeśli mamy lwa, który urodził się w klatce i otworzymy klatkę, lew i tak do niej wróci. Nie zacznie biegać wolno - tłumaczy Douglas w rozmowie z Business Insider. - Kiedy więc pierwszy raz powiedzieliśmy pracownikom, że nie ograniczamy długości ich urlopu, nie wiedzieli jak to interpretować - dodaje.
W związku z tym od 2011 roku firma wypłaca pracownikom dodatkowe 2 tys. dolarów rocznie - pieniądze te mają być przeznaczone na sfinansowanie urlopu (mówiąc precyzyjnie: firma zwraca koszty poniesione w czasie urlopy do wysokości 2 tys. dolarów - red.)
- Nasza kultura firmowa jest prosta. Opiera się na zaufaniu i ambicji - podkreśla Douglas.
Efekt? W ciągu ostatnich trzech lat z 250 pracowników firmy opuściło ją tylko pięć osób, z czego trzy zrobiły to z powodów osobistych. Ponadto władze firmy odnotowały, że osoby wracające z urlopu są znacznie bardziej efektywne w pracy.