Na wsiach ciążę może prowadzić położna – twierdzi resort zdrowia. Kobiety z terenów wiejskich uważają inaczej i do specjalisty jadą nawet 50 km.
„Zgodnie z rozporządzeniem w sprawie standardów opieki okołoporodowej położna jest uprawniona do opieki nad fizjologicznie przebiegającą ciążą, porodem oraz noworodkiem" – twierdzi wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski w odpowiedzi na interpelację poselską w sprawie placówek ginekologicznych na wsiach. Interpelacja posła Adama Korola jest jedną z kilku złożonych w tej sprawie po publikacji raportu NIK o opiece ginekologicznej, z którego wynika, że nie ma chętnych do pracy na prowincji, a w wielu przypadkach lekarza może zastąpić położna.
Czytaj także: Brakuje lekarzy dla miliona Polek
Pod koniec sierpnia NIK alarmował, że na jednego lekarza na Podlasiu czy Lubelszczyźnie przypada blisko 27 tys. pacjentek. W skrajnych przypadkach kobieta do poradni musi jechać nawet 50 km. W 63 proc. skontrolowanych lecznic ginekolog-położnik przyjmował na NFZ tylko 10–13 godz. tygodniowo. W ponad 70 proc. poradni ciężarnej nie wykonano kompletu badań zalecanych kobietom spodziewającym się dziecka. Tam, gdzie nie ma poradni ginekologiczno-położniczych, jest też wyższy odsetek zgonów okołoporodowych (33,64/100 tys. urodzeń w woj. opolskim), rzadziej także wykonuje się cytologię, choć mogą to robić nie tylko lekarze, ale także położne.
Na Podlasiu, będącym województwem z najmniejszą liczbą poradni ginekologiczno-położniczych w gminach wiejskich, żaden podmiot leczniczy nie podpisał do końca 2017 r. umowy z NFZ na opiekę położnej nad kobietą ciężarną. Powodem jest wysokość stawki proponowanej przez fundusz, niepokrywającej kosztów niezbędnych świadczeń. NIK zauważył, że dostępność do ginekologa na terenach wiejskich poprawiłoby ustalenie stawki w wysokości adekwatnej do kosztów konsultacji i badań zalecanych w standardach opieki okołoporodowej.