Oglądając filmy o samurajach, pewnie każdy choć raz, widział scenę rytualnego samobójstwa popełnianego przez zhańbionego błędem, dokonywanego po to, by godną śmiercią ocalić resztki honoru. Obecnie powszechnie akceptowanym sposobem uratowania resztek godności przez urzędnika jest rezygnacja z zajmowanej funkcji. Taki gest świadczy o honorze i przyjęciu odpowiedzialności za błędy.
Pośpiech pod dyktando
W artykule („Z tej mąki wyjdzie zakalec"), napisanym po pierwszym dniu przesłuchań przed Krajową Radą Sądownictwa, pokusiłem się o ocenę przyszłych wyników prowadzonej procedury. Wskazałem, że nie wyłoni ona najlepszych kandydatów, a „właściwych". Była farsą, dokonaną przy aroganckim zlekceważeniu licznie pojawiających się w przestrzeni publicznej ostrzeżeń i zastrzeżeń. Błędem przewodniczącego, sędziego Leszka Mazura, wynikającym z politycznych oczekiwań partii rządzącej, było skoncentrowanie przesłuchania wszystkich kandydatów na okres zaledwie kilku dni, po którym niezwłocznie przystąpiono do głosowania na specjalnie w tym celu zwołanym posiedzeniu. Bez wnikliwej oceny dorobku, w gorączkowym trybie, który nie przystoi nawet przy konkursie na asystenta w sądzie rejonowym, wyłoniono kandydatów na sędziów Sądu Najwyższego.
Przesłuchania trwały zbyt szybko, niektórym kandydatom poświęcano ledwie parę minut. Nie prowadzono ich na forum całej Rady ale, by przyspieszyć wybór, w czterech osobnych zespołach. W rezultacie większość członków KRS nie zobaczyła kandydata na oczy, głosując w zaufaniu do rekomendacji właściwej komisji.
Zabrakło jawności przesłuchań co pozwoliłoby społeczeństwu na ocenę przydatności kandydatów na urząd sędziego SN. Tak szybka i nietransparentna procedura nie pozwalała KRS na dokonanie rzetelnego wyboru bez uniknięcia kompromitujących wpadek. Były one tylko kwestią czasu. Największe kontrowersje wystąpiły w wypadku Izby Dyscyplinarnej, ale w odniesieniu do innych izb też nie było lepiej. Wystarczy przywołać przykład „przepychania kolanem" popieranej przez Zbigniewa Ziobrę kandydatury Kamila Zaradkiewicza.
Takich „kwiatków" było więcej. Na przykład kontrowersje wokół nagłośnienia w 2006 r. na konferencji prasowej przez prokurator Małgorzatę Bednarek rzekomej afery korupcyjnej z udziałem sędziów i prokuratorów (która się nie potwierdziła, a pomówieni sędziowie otrzymali potem od prokuratury zadośćuczynienia finansowe po 50 tys. zł oraz przeprosiny).