Odnoszę wrażenie, że prezydencki wniosek do Trybunału o zbadanie konstytucyjności noweli odraczającej ustawę ułatwiającą dochodzenie wierzytelności był tylko pretekstem do zaakcentowania, a może nawet poszerzenia kompetencji prezydenta. Niestety TK zbyt schematycznie podszedł do tej doniosłej kwestii.
Owszem, parlament przekazał prezydentowi ustawę 22 grudnia 2017 r., a miała wejść w życie już 1 stycznia 2018 r., i w ocenie prezydenta ograniczała jego prerogatywę na podjęcie decyzji, czy ją podpisać czy wetować lub skierować do TK (jak uczynił). Najnowszy wyrok TK zastrzeżenia prezydenta potwierdza, ale trudno się z nimi w pełni zgodzić.
Prezydenta nie można sprowadzać do roli notariusza zobowiązanego bez względu na okoliczności do podpisywania ustaw – wskazał w uzasadnieniu TK. Termin 21-dniowy ma służyć analizie zgodności ustawy z konstytucją i sprawdzeniu trybu ustawodawczego. W tej sprawie samo wykorzystanie przez prezydenta całego terminu spowodowałoby działanie ustawy z mocą wsteczną.
Prezydent oczekuje, by parlament uchwalał ustawy z odpowiednim vacatio legis, aby swobodnie i w pełni mógł ze swego terminu korzystać, a przepisy nie wchodziły z mocą wsteczną.
Gdyby to się udawało, byłoby idealnie, a życie nie jest idealne. Wsteczne działanie prawa niedopuszczalne jest w prawie karnym i tam, gdzie zakazuje się jakiegoś działania lub nakazuje inne, bo aby tego wymagać, normy muszą być wcześniej ogłoszone.