Antoni Bojańczyk o stawkach z urzędu

Urzeczywistnianie prawa do sądu nie odbywa się w kosmicznej próżni. Ktoś więc musi za nie zapłacić, bo na Ziemi wszystko ma swoją wymierną cenę – wylicza profesor.

Publikacja: 12.07.2015 09:00

Sędzia Trybunału Konstytucyjnego zarabia sześćdziesięciopięciokrotnie więcej niż zwracający się do n

Sędzia Trybunału Konstytucyjnego zarabia sześćdziesięciopięciokrotnie więcej niż zwracający się do niego adwokat

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Różne refleksje nasuwa lektura orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego. Czasami prowokuje do szybowania w górne strefy wartości konstytucyjnych i subtelnych sporów o aksjologię. Mroźnie w tych rejonach się robi. Przerzedza się powietrze i samą aksjologią konstytucyjną w czystej formie jurysta oddychać musi. Tym razem jednak nie o aksjologii. Skromne postanowienie TK z 18 listopada 2014 r. chyba do annałów prawa konstytucyjnego nie wejdzie. Ale szarego prawnika zainteresuje. O tak prozaicznej sprawie jak pieniądze w nim mowa. I do równie przyziemnych refleksji skłania. Oto liczby: 120 i 26 030,18. Wszystko w złotówkach. Jak dochodzimy do tych refleksji?

...a stawki nie z tej planety

Zaczęło się od tego, że mecenas dr M.M.-F. jako pełnomocnik z urzędu prowadziła trudną sprawę o alimenty. Za ów trud sądy przyznały jej z rozdzielnika ministerialnego 60 zł netto. Jednocześnie „z uwagi na zawiłość sprawy i znaczny nakład pracy pełnomocnika" sąd postanowił zwiększyć wynagrodzenie o 50 proc., do oszałamiającej sumy netto 90 zł. Być może nieco rozgoryczona tym wszystkim koleżanka zdecydowała się dochodzić sprawiedliwości także we własnej sprawie. Zaskarżyła przepisy regulujące kwestie opłat za pomoc prawną świadczoną z urzędu do Trybunału Konstytucyjnego. I przegrała z kretesem. Trybunał już na posiedzeniu niejawnym odmówił nadania dalszego biegu jej skardze konstytucyjnej. Pouczająca jest lektura tego postanowienia. Trybunał przyjął, że adwokat (ale też radca prawny) to zawody, którym „została przypisana specjalna misja społeczna". Z treści art. 17 konstytucji „można wnosić o pewnych obowiązkach publicznoprawnych ciążących na członkach korporacji radców prawnych i adwokatów i istotnej roli zawodów prawniczych w procesie wymiaru sprawiedliwości". W ramach swej misji społecznej mają więc obowiązek „zapewnienia pomocy prawnej osobom, których ze względu na sytuację materialną nie stać na ponoszenie kosztów tej pomocy", co ma też „urzeczywistnić konstytucyjne prawo do sądu".

Trybunał unika jednak wchodzenia w niepachnące fiołkami szczegóły finansowe. Na tych wyżynach aksjologii konstytucyjnej jest to skądinąd zrozumiałe. Ale jest obowiązkiem komentatora zwrócić uwagę, że „urzeczywistnianie prawa do sądu" nie odbywa się w próżni kosmicznej, gdzieś na piaskach dalekiej planety Tatooine. To tu i teraz się wszystko dzieje. Na Ziemi w 2015 r. A tu wszystko, także „urzeczywistnianie praw", ma swoją wymierną cenę. Ktoś za to urzeczywistnianie prawa do sądu (rękami adwokatów i radców prawnych) musi zapłacić. Trybunał mgliście o tym mówi: Skarb Państwa. Ale niewygodnymi szczegółami woli się nie zajmować, preferując prowadzenie wywodów o „specjalnej misji społecznej" zawodów zaufania publicznego. Sprawy jednak nie da się skwitować tym, że Skarb Państwa ma ponosić jakiś do końca właściwie niesprecyzowany obowiązek wobec adwokatów i radców prawnych świadczących pomoc prawną z urzędu. Ważne jest przecież przede wszystkim to, ile ma państwo płacić za „misję" w wymiarze sprawiedliwości. Także za pomoc prawną świadczoną z urzędu. Uzupełnijmy więc tę wstydliwą lukę orzeczenia TK o twarde fakty ekonomiczne. Obliczmy realną cenę „urzeczywistniania prawa do sądu", które adwokaci (radcy prawni) muszą wziąć na swoje barki w ramach misji.

Wyjść trzeba od lektury rozporządzenia ministra sprawiedliwości o stawkach za pomoc prawną świadczoną przez adwokatów (jest też odpowiednik tego rozporządzenia dla radców prawnych, stawki za sporządzenie skargi konstytucyjnej są takie same). Czytanie tego aktu prawnego dostarcza mocnych wrażeń. Czy ktokolwiek trzeźwy jest w stanie uwierzyć, że stawka przewidziana przez państwo (chyba w ramach „misji społecznej") dla wykwalifikowanego prawnika za sporządzenie i wniesienie skargi konstytucyjnej do Trybunału Konstytucyjnego wynosi 120 zł? Oczywiście to kwota przed potrąceniem podatku dochodowego od osób fizycznych w najniższej stawce (18 proc.). Realna kwota to niepełne 100 zł.

Trochę byś dołożył

Jaka jest siła nabywcza tego pieniądza? Co może zrobić prawnik z całymi stoma złotymi polskimi? Co byś na przykład, prawniku miły, powiedział na nowiutki komentarz do konstytucji pióra profesora-konstytucjonalisty Bogusława Banaszaka? Wiedzę swoją byś mógł pogłębić i swoją misję lepiej i ze znacznie większym pożytkiem dla państwa i jego obywateli realizować. Nic z tego. Najtańszy komentarz B. Banaszaka na Allegro (i to nawet przy wyborze najtańszej opcji odbioru w paczkomacie) to 179,49 zł. Musiałbyś zatem po zainkasowaniu honorarium za napisanie skargi konstytucyjnej dopłacić z własnej kieszeni do ceny komentarza. Ale tylko 80 zł.

Cóż, takie właśnie jest życie. Okrutne i nigdy sprawiedliwe. Szczególnie dla tych, dla których minister sprawiedliwości napisał stawki za pomoc z urzędu. Oczywiście tylko wtedy można by pomyśleć o przeznaczeniu tych 100 zł honorarium na luksus zakupu tzw. literatury fachowej, gdyby adwokat z urzędu zrezygnował z takich fanaberii, jak opłacanie ZUS, składki izbowej i ubezpieczenia OC, opłat za lokal i za obsługę sekretarską czy wydawanie pieniędzy na coś do włożenia do garnka.

„Urzeczywistnianie" dostępu do Trybunału Konstytucyjnego jest więc dla państwa naprawdę taniusieńkie (oczywiście gdy państwo urzeczywistnia ten dostęp tanimi dlań rękami adwokatów i radców prawnych). Ten bezwzględnie liczony niski koszt „darmowej" pomocy prawnej w pełni pozwala na urzeczywistnienie innej ważnej idei politycznej: tzw. (bardzo) taniego państwa.

Ile to więc kosztuje? 120 zł netto za skargę konstytucyjną. Oczywiście ewentualne podwyższenie stawki jest czysto uznaniowe. Z decyzją Trybunału co do zasądzenia takiej, a nie innej kwoty wynagrodzenia nie bardzo jest jak polemizować, bo zażalenie na nią nie służy. Ale hojny minister sprawiedliwości dorzucił jeszcze 120 zł za ewentualny udział adwokata w rozprawie! Nie rozpalajmy jednak finansowej wyobraźni do białości. Przyjmijmy za punkt wyjścia dalszych rozważań stawkę podstawową.

Nie do wiary

Ile godzin może zająć przygotowanie solidnej warsztatowo skargi konstytucyjnej, która adekwatnie analizowałaby skomplikowane case-law Trybunału, prezentowała nowatorskie argumenty prawne i mogła przejść przez rygorystyczny próg wstępnej kontroli w Trybunale? 40 godzin to chyba naprawdę bardzo zaniżony szacunek. Zważywszy (o czym wie doskonale każdy adwokat), że należy zarezerwować czas na osobiste konsultacje z klientem, prowadzenie z nim korespondencji i rozmów telefonicznych, zgromadzenie dokumentacji, przestudiowanie akt sprawy, zapoznanie się z orzecznictwem i literaturą przedmiotu (nie tylko zresztą konstytucyjną, bo chodzi tu przecież o sprawy „stykowe", obejmujące zarówno prawo konstytucyjne, jak i inne gałęzie prawa), komentarzami naukowymi i, bagatela, napisanie samej skargi. Daje to w efekcie wynagrodzenie godzinowe w wysokości 2,46 zł netto za godzinę pracy adwokata. Trudno w to uwierzyć, ale... wynagrodzenie adwokata za sporządzenie skargi konstytucyjnej i „urzeczywistnienie" dostępu do Trybunału Konstytucyjnego szaremu obywatelowi to ponad czterokrotnie mniej niż stawka godzinowa netto (9,18 zł) za pracę według stawki minimalnego miesięcznego wynagrodzenia w 2015 r.

„Specjalną misję społeczną" i „istotną rolę w procesie wymiaru sprawiedliwości" (postanowienie Trybunału) po drugiej stronie stołu sędziowskiego pełnią sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, do których zadań należy rozpoznawanie skarg konstytucyjnych. Zastanówmy się, ile gotowe jest płacić państwo za ich bliżniaczą przecież pracę.

Za punkt wyjścia przyjmujemy, że sędzia pracuje w wymiarze miesięcznym takim jak zwykły obywatel, tj. 140 godzin miesięcznie (jest to oczywiście znacznie zawyżona liczba godzin, zważywszy na to, że wielu profesorów-sędziów TK pracuje w pełnym wymiarze czasu pracy na uczelniach i prowadzi zaawansowane badania naukowe, co znacząco obniża rzeczywisty wymiar etatu sędziowskiego). Obliczamy w przybliżeniu wynagrodzenie sędziego sprawozdawcy naszego postanowienia. Wynagrodzenie zasadnicze: przelicznik ustawowy (5) razy wskaźnik GUS za II kwartał 2014 r. (3739,97 zł) daje 18 699,85 zł. Dodatek dla wiceprezesa według wskaźnika ustawowego 0,8=2991,97. W sumie 21 691,82 zł. Do tego dodatek za wysługę lat. Zakładamy, że jest pełna: 4338,36 zł. Razem 26 030,18 zł. Ale to nie wszystko. Do tego jeszcze trzynastka. Razem zatem średnie miesięczne wynagrodzenie: 28199,36 zł. Na razie tylko brutto. Nie odprowadzamy od tego ZUS, ale podatek ? niestety tak. Netto po odprowadzeniu podatku wychodzi 22 569,67 zł miesięcznie.

Państwo i to opłaci

Wynagrodzenie godzinne netto sędziego Trybunału Konstytucyjnego to 161,21 zł. Wynagrodzenie godzinne adwokata za przygotowanie i sporządzenie skargi konstytucyjnej: 2,46 zł. Sędzia Trybunału zarabia za tę samą pracę sześćdziesięciopięciokrotnie więcej. Dokładnie zaś 6553 proc. więcej. Co jest skądinąd słuszne, bo konstytucyjnie wyróżnia się on wiedzą prawniczą. W odróżnieniu od adwokackiego czy radcowskiego gminu pracującego dla państwa z urzędu.

Oczywiście nie musi być tak, że sędzia Trybunału tyle samo godzin poświęci na pracę nad skargą co działający z urzędu adwokat lub radca prawny. Dlatego godzinna stawka netto jest niewątpliwie sensownym punktem odniesienia i dobrym przelicznikiem dla porównania opłacanych z kasy państwowej kosztów pracy obu prawników. Nie ma powodu, by od lat powszechnie stosowanego (także u nas) godzinowego systemu rozliczania prawników nie stosować do oszacowania kosztu pracy wykwalifikowanych prawników zajmujących się tą samą mniej więcej robotą prawniczą. Brutto zresztą praca sędziego Trybunału jest naprawdę znacznie droższa dla państwa, niż to wyliczyliśmy, ponieważ każdy choć trochę orientujący się w biurokratycznej strukturze Trybunału wie, że państwo płaci również ogromne pieniądze na utrzymanie co najmniej paru plutonów prawników pomocniczych pracujących w Trybunale, w tym asystentów sędziów. Jak się sędzia Trybunału dobrze postara, to uniknie nawet pisania ewentualnego projektu uzasadnienia. Zrobią to za niego asystenci, zostawiając mu czas na inne, znacznie ważniejsze zadania.

Nie musi się też sędzia Trybunału martwić o zakup takich (niezbędnych jednak dla szarego adwokata w jego pracy) drobiazgów warsztatu pracy prawniczej, jak literatura fachowa, abonament za dostęp do programu LEX itp. Za to wszystko zapłaci państwo. Realny więc, ponoszony przez podatnika koszt pracy sędziego Trybunału (ubruttowiony o koszty prawników pomocniczych, koszty utrzymania całego biura nieprawniczego) to naprawdę dużo więcej niż 161 zł za godzinę pracy.

Tania ta misja

Absurdów w stawkowym rozporządzeniu ministra sprawiedliwości jest zresztą znacznie więcej. Równie absurdalna jest relacja pomiędzy poszczególnymi stawkami. Dlaczego wynagrodzenie za sporządzenie skargi konstytucyjnej, która może zadecydować nie tylko o losach mandanta z urzędu i jego sprawy (to już jest sama w sobie bardzo ważna rzecz!), ale także o losach spraw setek tysięcy innych ludzi, nasze państwo wycenia na 120 zł? A sporządzenie i wniesienie kasacji w sprawie karnej, w której w pierwszej instancji orzekał sąd okręgowy, na pięć razy tyle (600 zł)? O co w tym wszystkim chodzi? Czy ten, kto pisał to rozporządzenie, w ogóle kiedykolwiek wykonywał jakąkolwiek pracę prawniczą w tzw. realu? Za rutynową i niewymagającą jednak żadnych pogłębionych studiów prawniczych obronę w sprawie warunkowego przedterminowego zwolnienia z odbycia reszty kary państwo zapłaci adwokatowi z urzędu tyle samo co za skargę do sądu konstytucyjnego. Największym absurdem rozporządzenia są jednak oczywiście same stawki i ich wysokość. Ze względów aksjologicznych, podanych do wierzenia przez TK, mają adwokaci i radcy prawni wykonywać istotną misję społeczną. Muszą ją jednak wykonywać za pieniądze, za które niewykwalifikowany robotnik nie podjąłby się przepracowania nawet godziny.

Takie są koszty sprawiedliwości w wydaniu ministra sprawiedliwość. I w sumie gratulacje dla niego, bo znalazł świetny, w pełni zgodny z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego sposób na oszczędzenie pieniędzy podatników.

Autor jest dr. hab. prof. UW (Katedra Kryminologii i Polityki Karnej Uniwersytetu Warszawskiego) oraz adwokatem Izby Adwokackiej w Warszawie

Różne refleksje nasuwa lektura orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego. Czasami prowokuje do szybowania w górne strefy wartości konstytucyjnych i subtelnych sporów o aksjologię. Mroźnie w tych rejonach się robi. Przerzedza się powietrze i samą aksjologią konstytucyjną w czystej formie jurysta oddychać musi. Tym razem jednak nie o aksjologii. Skromne postanowienie TK z 18 listopada 2014 r. chyba do annałów prawa konstytucyjnego nie wejdzie. Ale szarego prawnika zainteresuje. O tak prozaicznej sprawie jak pieniądze w nim mowa. I do równie przyziemnych refleksji skłania. Oto liczby: 120 i 26 030,18. Wszystko w złotówkach. Jak dochodzimy do tych refleksji?

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie