Jarosław Gwizdak: „Srebrne godziny” w handlu

Komunikat nie musi być zakazem czy nakazem. Bywa przywilejem. Wychowankom komuny trudno to pojąć.

Aktualizacja: 19.05.2020 14:14 Publikacja: 19.05.2020 11:02

Jarosław Gwizdak: „Srebrne godziny” w handlu

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Na placu zabaw, na którym długie godziny wiele lat temu spędzały moje dzieci, przez cały czas „social distancingu" wisiały kartki z zakazem wejścia. Nie tylko kartkami przypominano o zasadach i zakazach okresu pandemii. Cały teren placu otoczono biało-czerwonymi taśmami przytwierdzonymi do ławek. Zupełnie jak w anglosaskich serialach kryminalnych, brakowało jedynie napisu „police line – do not cross". Jedyną różnicą był kolor taśmy.

Na wszelki wypadek także poszczególne akcesoria zabawowe: zjeżdżalnie, karuzele, huśtawki i ściankę wspinaczkową owinięto taśmą. Gdyby ktoś pokonał zabezpieczenia i brawurowo chciał się pobawić na placu zabaw, zapewne momentalnie pojawiłby się policyjny helikopter. Na dzieci do lat trzech być może dowództwo nasłałoby drona z niewielką armatką wodną.

Na innym, niewielkim placyku zabaw huśtawki po prostu zdemontowano. Nie ma ich, nie ma problemu. Po prostu. Szybka piłka, szybka huśtawka.

Czytaj także:

Koronawirus: jak przedsiębiorca ma weryfikować seniorów wchodzących do sklepu

Starsi mi ustępują miejsca w kilkuosobowej kolejce

Przed osiedlowym sklepem spożywczym, w którym robię regularnie zakupy około 9:15 każdego ranka, z reguły spotykam starszych ludzi. Często ustępują mi miejsca w kilkuosobowej kolejce. „Możemy dopiero o 10:00 wejść do sklepu", słyszę z ich ust ukrytych pod maseczkami.

Starałem się tłumaczyć, że od 10:00 do 12:00 sklepy są do ich wyłącznego użytku, a w pozostałych godzinach również mogą robić zakupy, jak każdy. Dodałem, że to właśnie ja, czterdziestokilkulatek, w tych godzinach zakupów zrobić nie mogę, a to wszystko dla wygody „srebrnych" roczników. „Nie wiedzieliśmy", słyszałem w odpowiedzi. „Myśleliśmy, że możemy tylko w tych godzinach". „Panie, po 11:00 to się i tak pieczywa nie kupi".

Czasy są wyjątkowe. Wymagają wyjątkowych działań, podejmowania wyjątkowych kroków, często innowacyjnych. Nie mogę oceniać ich zasadności czy skuteczności; chcę zatrzymać się na sposobie ich komunikowania.

Uwierzcie w czułość

Huśtawki aresztowano, inne po prostu skazano na więzienie w miejskim magazynie. Niestety, nasze zakazy najlepiej komunikować właśnie w ten sposób. Szlaban na wyjścia, szlaban na internet, szlaban na plac zabaw. Tak też zakazami egzekwowanymi w sposób niemal namacalny (kary cielesne), wychowywano sporą część obywateli Polski.

Pytanie, czy wychowywano w ogóle, czy nieco bardziej tresowano, układano jak domowe zwierzęta. Treser mógł zarówno pochwalić, jak i zganić i ukarać. Z pierwszej możliwości korzystał jednak wyjątkowo rzadko. Dominowała szpicruta lub krzyk. I w konsekwencji szlaban. Mam przykre wrażenie, że komuna i jej komunikacja („nie bo nie") nadal głęboko tkwią w administracji rządowej i samorządowej. A przecież przyświeca im wyrażona w konstytucji zasada legalizmu.

I drugi przykład: „srebrne godziny" w placówkach handlowych. Uprawnienie. Ułatwienie i przywilej dla określonej grupy wiekowej, podbudowane troską o starszych obywateli. Idea ze wszech miar godna pochwały. Pochylenie się administracji, jej czysta troska czy wręcz czułość, której ostatnio tak potrzebujemy. Czułość wobec słabszego członka wspólnoty.

A czy ten członek wspólnoty dobrze o tym wie? Czy poczuł się zaopiekowany, objęty wsparciem i przyjął przygotowane dlań rozwiązanie? Z moich doświadczeń i przytoczonych dialogów wynika, że nie bardzo.

Postawmy sprawę jasno: odpowiedzialnością za niezrozumienie przywileju czy jego niewłaściwą komunikację nie obciążam administracji. Każda placówka tworzyła komunikaty w sprawie „srebrnych godzin" samodzielnie, tak jak potrafiła najlepiej. Co więcej, od liczby odwiedzin sklepu w tych godzinach zależał przecież jego obrót. Nie można tu przecież zakładać sabotażu. Zatem tworzyła te kartki tak, jak potrafiła i tak, jak inne komunikaty odbiera.

Trawa tylko prosi

Obserwowana przeze mnie anglosaska codzienność, która regularnie zachwyca praktycznością i „skrojeniem na miarę" zwłaszcza w sferze językowej, mówi do nas zupełnie inaczej. Oto trawnik nie jest obstawiony tabliczkami z zakazem deptania. Jest na nim kilka tabliczek, gdzie głos oddano trawie. „Pomóż mi rosnąć, nie chodząc po mnie", pisze do mnie każde brytyjskie źdźbło.

Nas, na razie, od tego źdźbła dzielą hektary dzikiej łąki. Próbujmy je stopniowo pokonywać, nie w sferze legislacji, bo ona z każdym artykułem 15zzzzp robi się coraz bardziej ezoteryczna. Próbujmy to robić w codziennej opowieści o prawie, bo właśnie o to chodzi. Pochylmy się nad komunikatem przygotowanym dla odbiorcy. Nie tylko z czułością.

Autor jest byłym sędzią, członkiem zarządu Fundacji Inpris, Obywatelskim Sędzią Roku 2015

Na placu zabaw, na którym długie godziny wiele lat temu spędzały moje dzieci, przez cały czas „social distancingu" wisiały kartki z zakazem wejścia. Nie tylko kartkami przypominano o zasadach i zakazach okresu pandemii. Cały teren placu otoczono biało-czerwonymi taśmami przytwierdzonymi do ławek. Zupełnie jak w anglosaskich serialach kryminalnych, brakowało jedynie napisu „police line – do not cross". Jedyną różnicą był kolor taśmy.

Na wszelki wypadek także poszczególne akcesoria zabawowe: zjeżdżalnie, karuzele, huśtawki i ściankę wspinaczkową owinięto taśmą. Gdyby ktoś pokonał zabezpieczenia i brawurowo chciał się pobawić na placu zabaw, zapewne momentalnie pojawiłby się policyjny helikopter. Na dzieci do lat trzech być może dowództwo nasłałoby drona z niewielką armatką wodną.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Kajetan Bartosiak: O badaniu trzeźwości nie tylko w Dniu Strażaka
Opinie Prawne
Zubik, Kaczmarczyk: Równi i równiejsi w wyborach sejmowych
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Znasz Tomasza Szmydta, a powiem ci kim jesteś
Opinie Prawne
Szewdowicz-Bronś, Małecki: Zbudujmy przejrzysty nadzór nad służbami specjalnymi
Opinie Prawne
Jerzy Kowalski: Szambo… szambu nierówne