Na placu zabaw, na którym długie godziny wiele lat temu spędzały moje dzieci, przez cały czas „social distancingu" wisiały kartki z zakazem wejścia. Nie tylko kartkami przypominano o zasadach i zakazach okresu pandemii. Cały teren placu otoczono biało-czerwonymi taśmami przytwierdzonymi do ławek. Zupełnie jak w anglosaskich serialach kryminalnych, brakowało jedynie napisu „police line – do not cross". Jedyną różnicą był kolor taśmy.
Na wszelki wypadek także poszczególne akcesoria zabawowe: zjeżdżalnie, karuzele, huśtawki i ściankę wspinaczkową owinięto taśmą. Gdyby ktoś pokonał zabezpieczenia i brawurowo chciał się pobawić na placu zabaw, zapewne momentalnie pojawiłby się policyjny helikopter. Na dzieci do lat trzech być może dowództwo nasłałoby drona z niewielką armatką wodną.
Na innym, niewielkim placyku zabaw huśtawki po prostu zdemontowano. Nie ma ich, nie ma problemu. Po prostu. Szybka piłka, szybka huśtawka.
Czytaj także:
Koronawirus: jak przedsiębiorca ma weryfikować seniorów wchodzących do sklepu