Ustawa antyterrorystyczna czy antyobywatelska

Wprowadzenie praw mających nas chronić sprzyja do pewnego momentu naszym dobrom, a po przekroczeniu pewnej granicy staje się nieprzydatne i niecelowe. Jak wyznaczyć ową granicę? – pyta karnista.

Aktualizacja: 07.05.2016 12:45 Publikacja: 07.05.2016 11:18

Ustawa antyterrorystyczna czy antyobywatelska

Foto: Fotorzepa, Dariusz Gorajski

Bezpieczeństwo jest jedną z najważniejszych wartości, bez której trudno wyobrazić sobie poszanowanie innych podstawowych dóbr człowieka, takich jak życie i zdrowie, nie wspominając już o prawach i wolnościach politycznych oraz ekonomicznych. Waga bezpieczeństwa skłania zatem społeczeństwo, a także władze różnego szczebla do działań mających nie tylko utrzymywać poziom bezpieczeństwa, ale – szczególnie w obliczu nowych zagrożeń – stałe je podwyższać. Wydawałoby się zatem, że działania, a i zaniechania władzy państwowej w tym obszarze są przedmiotem stałej dyskusji publicznej, oddziałującej chociażby na akty prawne pisane z pozycji obrony państwa przed nowymi zagrożeniami. Niestety. Przekaz medialny i wywoływana nim debata publiczna pojawiają się zwykle w związku z konkretnymi zagrożeniami i zaraz znikają, powracając na tory bezowocnych dyskusji politycznych. Zamiast skupiać uwagę Polaków na tym, ile rąk użyto do głosowania, należałoby raczej mówić o sprawach ważnych i realnie dotykających nas wszystkich. A jest o czym mówić, ponieważ rząd opublikował dawno zapowiadany projekt ustawy o działaniach antyterrorystycznych.

Granica granicy

Nie chcę tutaj omawiać szczegółowo rozwiązań proponowanych w projekcie ustawy, konieczne wydaje się jednak rozważenie celowości i przydatności takiej ustawy w ogóle. Przejście do analizy poszczególnych przepisów musi oznaczać, że ogólny kierunek projektu ustawy został rozpoznany i – przynajmniej co do zasady – zaakceptowany. Doskonale pasuje tutaj pytanie, które rzadko sobie stawiamy, nawet na studiach prawniczych: cui bono? (łac. po co? czyjemu dobru ma to służyć?). Innymi słowy, czas zapytać, co jest dla nas najważniejsze: które dobra zasługują na szczególną ochronę, a które jesteśmy w stanie ograniczyć. Regulacje dotyczące działań antyterrorystycznych wymagają rozstrzygnięcia kolizji między najważniejszymi dobrami. Podobnie jak w innych fundamentalnych zagadnieniach na styku moralności i prawa, trzeba zacząć od pytań generalnych, a później zająć się szczegółowymi.

Bezpieczeństwo jest wartością tak istotną, że nierzadko nie myślimy o innych skutkach wprowadzania instrumentów mających na celu naszą ochronę. Pamiętam rozmowę ze znajomymi o monitoringu, który miał powstać na ich osiedlu. Twierdzili, że znacznie zwiększy ona bezpieczeństwo osób, zwłaszcza dzieci, a także mienia. Nie kwestionując tego założenia, zapytałem, czy przemyśleli dobrze decyzję, po której przestrzeń wokół ich mieszkań byłaby poddana stałej kontroli, a więc także oni, wchodząc i wychodząc, byliby obserwowani przez ochronę. Odpowiedzieli mi, że przecież są uczciwi i nie mają się czego obawiać. Jest to odpowiedź, którą w takich przypadkach usłyszeć można nader często. Zapytałem inaczej: Czy na pewno nie chcecie mieć wpływu na zakres wiadomości o was, jakie pozyskują i gromadzą inne osoby? Tym razem odpowiedzi były już bardziej złożone. Do tego sprowadza się pytanie o dopuszczalne działania na rzecz bezpieczeństwa. Czy jesteśmy gotowi i na ile zrezygnować z pewnych praw i wolności, w których wyrastamy, zwłaszcza będąc przedstawicielami młodszego pokolenia? Czy wystarcza odwołanie się do ochrony przed zewnętrznym zagrożeniem, nie w pełni zdiagnozowanym, ale przypominającym się od czasu do czasu?

W literaturze prawniczej wskazuje się zazwyczaj, że przez bezpieczeństwo należy rozumieć nie tylko przeciwdziałanie zagrożeniom porządku publicznego, życia, zdrowia i mienia obywateli, ale także przeciwdziałanie zagrożeniom w obszarze ekologii oraz energetyki. Kategoria ta rozumiana jest szeroko. Do tego dochodzi różnica znaczeniowa między bezpieczeństwem a poczuciem bezpieczeństwa. Pierwsza kategoria ma niewątpliwie charakter obiektywny, druga odwołuje się do naszego przekonania o możliwych zagrożeniach i szansach na zapobiegnięcie im. Optymalna jest sytuacja, kiedy jesteśmy bezpieczni i mamy poczucie bezpieczeństwa. Władze państwowe, proponując ograniczenie praw i wolności, opierają się często właśnie na malejącym poczuciu bezpieczeństwa obywateli. Niezwykle rzadko, także ze względu na specyfikę pracy operacyjnej, informowani jesteśmy o realnym niebezpieczeństwie i ewentualnych dysfunkcjach systemów mających uchronić nas przed wiążącymi się z nim zagrożeniami.

Bezpieczeństwo jest dobrem w pewnym sensie paradoksalnym. Wzmacniamy je, aby ochronić życie, zdrowie, prywatność, własność, a więc dobra istotowo związane z naturą człowieka. Z drugiej zaś strony, właśnie powołując się na konieczność zapewnienia bezpieczeństwa, ogranicza się takie dobra jak prywatność, tajemnica komunikowania się, a nawet ochrona życia i zdrowia. Wprowadzanie praw mających nas chronić sprzyja do pewnego momentu naszym dobrom, zaś po przekroczeniu granicy staje się nieprzydatne i niecelowe. Jak wyznaczyć ową granicę?

Najpierw trzeba sie zastanowić, z czego jesteśmy w stanie zrezygnować, a co ma na tyle fundamentalne znaczenie, że nie może być złożone nawet na ołtarzu bezpieczeństwa. Zawsze kiedy rozważamy możliwe rozstrzygnięcia takich konfliktów wartości, sięgnąć trzeba do zasady dobra wspólnego i zasady godności człowieka. Są to nie tylko pryncypia prawa stanowionego, ale i pomosty rzucone między prawem ludzkim i prawem naturalnym, a więc przestrzenią wymykającą się kreatywności człowieka. Dobro wspólne można rozumieć jako stworzenie warunków umożliwiających jednostkom, rodzinom i całym wspólnotom dążenie do doskonałości, a więc rozwój. Godność człowieka jest natomiast uwypukleniem jego rozumności i wolności. Godność wymaga, aby traktować człowieka jako podmiot, a nie przedmiot.

Między prawem a godnością

Dopuszczalne wydają się działania państwa nakierowane na zapewnienie nam bezpieczeństwa, dopóki będą pozwalały nam się rozwijać, traktując nas jednocześnie podmiotowo. Jeżeli jednak cele mają zostać osiągnięte poprzez masową inwigilację, arbitralne ograniczanie swobód, przede wszystkim tych osobistych, to uprawniona staje się teza o odwróceniu się bezpieczeństwa przeciwko nam. Wtedy działania mające zmniejszać zagrożenie stają się źródłem niebezpieczeństwa. Zupełne zerwanie relacji zaufania między państwem i jednostką może sprawić, że w oczach człowieka państwo staje się terrorystą.

Analizy wymagają nie tylko poszczególne przepisy, które same nie mają jeszcze wartości etycznej. Najważniejszy jest kontekst państwowo-polityczny. Jeżeli organy władzy publicznej rzeczywiście nastawione są na ochronę obywateli przed zagrożeniami zewnętrznymi, to łatwiej nam zaakceptować pewne ograniczenia. Wiemy, że instrumenty te zostaną wykorzystane tylko w stanie wyższej konieczności. Jeżeli jednak władza publiczna charakteryzuje się niską kulturą polityczną, wykorzystując wszystkie możliwe narzędzia do realizacji interesów partykularnych, nawet pozornie dobre rozwiązania antyterrorystyczne zostaną zakwestionowane.

Obciążenie postkomunistyczne powoduje, że trudno nam domniemywać dobrą wolę państwa. Władze muszą udowodnić obywatelom, że celem planowanych działań, w tym ustawy antyterrorystycznej, jest realne bezpieczeństwo, a więc dobro nas wszystkich. W przeciwnym razie trudno im będzie polemizować z zarzutami o intencjach wykorzystania dostępnych narzędzi do walki z konkurentami politycznymi.

Dobremu odbiorowi planowanych zmian w prawie na pewno nie sprzyjają informacje o tysiącach podsłuchów, o braku realnej i rzetelnej kontroli niezawisłych sądów nad działaniem służb policyjnych i specjalnych. Nie pomagają nam, obywatelom, zaakceptować planowanych ograniczeń praw i wolności informacje, z których wynika, że w kancelariach tajnych w sądach brakuje komputerów pozwalających sędziom rzetelnie analizować wnioski służb o wyrażenie zgody na stosowanie podsłuchu. Takie informacje można mnożyć i nie czas tu na kolejne polityczne spory prowadzone na zasadzie: to nie ja, to on! Jeżeli jako obywatele mamy zaakceptować ograniczenia naszych praw i wolności, to nie wystarczy zagrać nutą bezpieczeństwa. Władza publiczna musi przekonać nas o swojej uczciwości i dobrej woli. Musi ona stać na straży dobra wspólnego i godności człowieka. A o tym przekonać nas mogą tylko czyny.

Autor jest doktorem w Katedrze Prawa Karnego Porównawczego, Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego

Bezpieczeństwo jest jedną z najważniejszych wartości, bez której trudno wyobrazić sobie poszanowanie innych podstawowych dóbr człowieka, takich jak życie i zdrowie, nie wspominając już o prawach i wolnościach politycznych oraz ekonomicznych. Waga bezpieczeństwa skłania zatem społeczeństwo, a także władze różnego szczebla do działań mających nie tylko utrzymywać poziom bezpieczeństwa, ale – szczególnie w obliczu nowych zagrożeń – stałe je podwyższać. Wydawałoby się zatem, że działania, a i zaniechania władzy państwowej w tym obszarze są przedmiotem stałej dyskusji publicznej, oddziałującej chociażby na akty prawne pisane z pozycji obrony państwa przed nowymi zagrożeniami. Niestety. Przekaz medialny i wywoływana nim debata publiczna pojawiają się zwykle w związku z konkretnymi zagrożeniami i zaraz znikają, powracając na tory bezowocnych dyskusji politycznych. Zamiast skupiać uwagę Polaków na tym, ile rąk użyto do głosowania, należałoby raczej mówić o sprawach ważnych i realnie dotykających nas wszystkich. A jest o czym mówić, ponieważ rząd opublikował dawno zapowiadany projekt ustawy o działaniach antyterrorystycznych.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?