Mało kto rozumie grę, jaką podjęło PSL. A jest ona stosunkowo prosta do odgadnięcia. A przy okazji bardzo mądra – przynajmniej z punktu widzenia interesu ludowców. Można bowiem zapowiedź Władysława Kosiniaka-Kamysza tworzenia osobnego bloku, skupionego przy jego partii, rozumieć na dwa sposoby: jako grę negocjacyjną z PO o jak najlepsze miejsca dla swoich ludzi na wspólnej koalicyjnej liście albo jako podjęcie ryzykownej gry o możliwość współtworzenia rządu po wyborach z partią Grzegorza Schetyny lub... Jarosława Kaczyńskiego.
W pierwszym ujęciu (walki o miejsce w ramach jednego koalicyjnego bloku) zapowiedź samodzielnego startu PSL znacząco wzmacnia negocjacyjne stanowisko ludowców. Strasząc Schetynę perspektywą konieczności tworzenia koalicji tylko z SLD i, być może, z Wiosną, Kosiniak-Kamysz na wstępie uzyskuje lepsze warunki dla swoich ludzi, niż gdyby tego nie zrobił i zaczynał rozmowy ze Schetyną przy założeniu oczywistego faktu wspólnego startu. To jasne i nie wymaga szerszego komentarza. Przy okazji prezes zapewnia sobie spokój wewnątrz partii ze strony tych, którzy krytykowali wspólny start do eurowyborów w ramach Koalicji Europejskiej. W takim ujęciu PSL po prostu zachowuje się na wskroś racjonalnie – w obliczu finalizacji powtórki z montowania nowej koalicji.
Czytaj także: Prezes PSL: Wyrok śmierci politycznej został na nas wydany
Ale jest i drugie wytłumaczenie samodzielności ludowców – a jest nim plan współrządzenia albo ze zwycięską obecną opozycją (co jest mało prawdopodobne), albo ze zwycięskim, ale nieposiadającym większości w przyszłym Sejmie PiS (co jest bardziej realne). W tej perspektywie zachowanie PSL jest grą na usadowienie tej partii w przyszłej koalicji rządowej, a prezesa partii w roli premiera. Prześledźmy to rozumowanie.
PSL musi odzyskać swoich wyborców, których straciło w elekcji z 26 maja. Poprzez swój udział w koalicji z SLD i Nowoczesną ludowcy odwrócili się od swego naturalnego elektoratu, który w sferze zarówno ekonomicznej, jak i – zwłaszcza – aksjologicznej jest bliższy PiS niż tym dwóm wymienionym partiom. Progresywizm Koalicji Europejskiej, zwłaszcza po filmie braci Sekielskich i wystąpieniu Leszka Jażdżewskiego, mógł odstraszyć wielu wyborców PSL, którzy albo zagłosowali na partię Jarosława Kaczyńskiego, albo zostali w domach. Dziś nadszedł czas, by ich odzyskać. Nie da się tego zrobić, tkwiąc wciąż w sojuszu z takimi ugrupowaniami jak SLD czy Nowoczesna, o Wiośnie nie wspominając. Stąd bardzo stanowcze – jak na Kosiniaka-Kamysza – oświadczenie, że nie widzi żadnej możliwości wspólnego startu jego stronnictwa i partii Roberta Biedronia.