Dla wielu osób sam fakt, że przywódcy mocarstw nuklearnych spotkali się ostatnio w Genewie, jest powodem do optymizmu. Trudno jednak nie zauważyć, że rozmowa była, ale nie ma porozumienia. Na spotkaniu każda ze stron wygłosiła swoje tezy i przy nich pozostała. Nie ma zbliżenia stanowisk, bo nie doszło do negocjacji. Nie udało się wcześniej ani w czasie rozmów ustalić czegokolwiek poza tym, że sprawy kontroli zbrojeń i cyberbezpieczeństwa będą dalej analizowane przez grupy robocze.
Zatem nie ma co ukrywać, dotychczasowe różnice między mocarstwami w spojrzeniu na świat i w typie prowadzonej polityki międzynarodowej pozostały. Pesymista mógłby powiedzieć, że spotkanie nic nie dało. Nie było dialogiem, gdyż mieliśmy raczej dwa monologi. Nie podano żadnej istotnej sprawy, w której USA i Rosja osiągnęły konsens. Czas zapytać, co taki przebieg rozmów oznacza dla Europy? Kim w świetle rozmów w Genewie jest dziś Władimir Putin, nazwany niedawno przez Joe Bidena zabójcą?
Dwa ustępstwa na początek
Gdyby każde z mocarstw chciało szybko realizować swe cele, to ze względu na fundamentalne różnice szybko doszłoby do destabilizacji sceny międzynarodowej. Oby świadomość odrębnych interesów wpłynęła na to, że mocarstwa będą cele realizować bardzo ostrożnie, bo są już świadome możliwej kontrakcji z drugiej strony. Można powiedzieć, że świadomość bardzo różnego podejścia do polityki zagranicznej ma wpływ pozytywny, bo nikt racjonalny nie będzie prowokował przeciwnika. W tym sensie rozmowy mają wpływ stabilizujący. Trzeba mieć nadzieję, że nie były to monologi głuchych, lecz że każda ze stron dobrze usłyszała drugą i teraz wie, na co może sobie pozwolić bez groźby destabilizacji w Europie. Niestety, Putin nie akceptuje obecnej sytuacji międzynarodowej. Uważa, że jest ona rezultatem przegranej przez ZSRR zimnej wojny. Zatem przeciwnie do Zachodu, który pragnie spokoju, on dąży do destabilizacji. Rosja nie będzie pomagać, będzie stwarzać problemy.
Jak wiemy, głównym celem prezydenta Bidena podczas podróży do Europy było zbudowanie razem z Rosją wspólnej postawy wobec możliwej chińskiej dominacji w Azji i na świecie. To się nie udało. Zachód będzie rywalizował z Chinami bez Rosji, która przy tym konflikcie rezerwuje dla siebie rolę obserwatora. Zamierza poczekać, aż skonfliktowane strony się wykrwawią i wtedy być może wejdzie do gry jako rozjemca.
Jeżeli idzie o Putina, to już przed spotkaniem otrzymał dwa amerykańskie ustępstwa. Jedno o znaczeniu na pokolenia, a drugie prestiżowe, istotne w tym roku. Najpierw dostał amerykańską akceptację dla budowy Nord Stream II, co oznacza, że duża część Europy będzie zależna od dostaw rosyjskich węglowodorów. Uważam, że jest postawą naiwną przekonanie, że prowadząc politykę wobec Rosji, można wyizolować sferę bezpieczeństwa od interesów gospodarczych i politycznych. Jednocześnie Putin otrzymał zaproszenie na dwustronne rozmowy z prezydentem USA. Dla niego sam fakt spotkania z Bidenem w Genewie był bardzo ważny. Ma przed sobą wybory w Rosji jesienią i teraz może prezentować siebie podczas kampanii wyborczej jako światowego lidera, który jest równy USA. A to w społeczeństwie rosyjskim bardzo się liczy.