Choć opadły już pierwsze emocje, które wywołał głośny polityczny start nowej partii Roberta Biedronia, to nie milkną pytania o jego polityczne konsekwencje. Politycy i komentatorzy zastanawiają się nad tym, jak ta radykalna ideologiczne inicjatywa wpłynie na wyborcze szanse dotychczasowej opozycji.
Biorąc pod uwagę osobliwie mechanizmy polityki, można jednak zapytać także, co to głośne polityczne entrée oznacza dla buksującego ostatnio w rozmaitych politycznych koleinach obozu władzy? I czy – paradoksalnie – nie otwiera ono przed środowiskiem PiS pola politycznego manewru?
Mobilizacja elektoratu
Jak słusznie zwracają uwagę komentatorzy, nową polityczną inicjatywę obok ekonomicznego myślenia życzeniowego charakteryzuje dość radykalny antyklerykalizm. W tym kontekście można więc byłemu posłowi Ruchu Palikota radzić, by uważnie raz jeszcze przeczytał polską konstytucję. Nie zna ona bowiem expressis verbis ani pojęcia „świeckości", ani „rozdziału" Kościoła od państwa. A wzajemne relacje obu instytucji opisuje (w artykule 25) w kategoriach „bezstronności", „niezależności", „autonomii", ale – co ważne – i wzajemnego „współdziałania" dla dobra wspólnego. Co więcej, można też zauważyć, że propozycje nowej – ponoć europejskiej z ducha – partii trochę zaściankowo idą wbrew praktykom wielu państw Unii Europejskiej, gdzie Kościoły jako instytucje życia publicznego wspierane są przez państwo. W Danii Kościół luterański ma charakter państwowy, w Belgii i Czechach duchowni otrzymują pensje z środków budżetu państwa, w Niemczech państwo zbiera dla Kościołów dobrowolny podatek, a w Hiszpanii czy we Włoszech istnieje możliwość odpisów podatkowych na taki cel.
W polityce jednak, zwłaszcza przed wyborami, liczą się nie tyle racje, ile emocje. I trudno oprzeć się wrażeniu, że podobnie jak Nowoczesna w roku 2015 celowała w emocje wyborców rozczarowanych polityką PO, tak Wiosna celuje dziś w krytyczne wobec Kościoła, antyklerykalne emocje, jakie z różnych powodów znów doszły w Polsce do głosu w roku ubiegłym. Z drugiej jednak strony wypada pamiętać, że radykalna akcja, zwłaszcza w świecie politycznych emocji, wywołuje często reakcję. I gdyby propozycje Roberta Biedronia miały zyskiwać szersze i trwalsze, polityczne echo, można się spodziewać zaniepokojenia i jakiejś nowej, korzystnej głównie dla PiS, mobilizacji w niemałej przecież konserwatywnej grupie polskich wyborców.
Część z nich mogła wprawdzie rozczarować się mało konserwatywnym, a miejscami zgoła rewolucyjnym traktowaniem instytucji państwa po roku 2015. Innych do obozu „dobrej zmiany" zniechęcać mogą ujawniane ostatnio informacje z jego kulis. Jeszcze inni z rosnącym dystansem patrzeć mogą na jakość informacji w publicznej telewizji. W obliczu jednak wyraźnego widma postępowej rewolucji, swą krytyczną ocenę rządów PiS część wyborców konserwatywnych przy urnach może jakoś politycznie rozgrzeszyć.