Szymański: Jesteśmy z Unią

Polska pod rządami PiS ma istotny współudział w dobrych rozwiązaniach podejmowanych przez UE – pisze sekretarz stanu do spraw europejskich w MSZ.

Aktualizacja: 29.04.2016 17:26 Publikacja: 28.04.2016 18:25

Kryzys migracyjny jest konsekwencją chaotycznych reakcji, a te podyktowane są określonym rozumieniem

Kryzys migracyjny jest konsekwencją chaotycznych reakcji, a te podyktowane są określonym rozumieniem humanitarnej odpowiedzialności Europy – uważa autor.

Foto: AFP

Kolejna rocznica akcesji Polski do Unii Europejskiej to dobry moment, by zatrzymać się nad polską polityką europejską. W czasie, który upłynął od tego momentu, wiele zmieniło się w naszym kraju. Także UE przeżywa okres napięć i zmian, często podyktowanych sytuacjami kryzysowymi.

Mimo takiego kontekstu najbardziej zaskakujący jest fakt, że trzeba te rozważania zacząć od stwierdzenia oczywistego faktu. Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości jest zaangażowanym członkiem Unii i NATO. Aktywnie kształtuje proces adaptacji obu organizacji do zmieniających się warunków. Nasz kraj jest dziś częścią rozwiązań najważniejszych europejskich problemów. Jedność Zachodu, której wyrazem są organizacje współpracy z UE i sojuszem na czele, jest kluczowym paradygmatem strategicznym polskiej polityki zagranicznej AD 2016.

Rozdźwięk interesów

Z początku groteskowe sugestie niektórych komentatorów dotyczące „wyprowadzania Polski z Unii przez PiS" stają się jednak powracającym motywem dla opozycji. Mogę to interpretować tylko w jeden sposób. Europejskiej polityce rządu Beaty Szydło nie można postawić żadnego racjonalnego zarzutu. Dlatego trzeba poszukać kupletu, co prawda oderwanego od rzeczywistości, ale za to mogącego wzbudzać uzasadnione społeczne niepokoje.

Wolałbym, by opozycja, zamiast zmagać się z nieistniejącymi problemami, poważnie podeszła do najważniejszych polskich wyzwań w polityce unijnej. W takich obszarach, jak klimat, energia, integralność i otwartość wspólnego rynku, polityka wschodnia, w końcu budżet, tradycyjnie są wielkie możliwości uformowania szerokiego konsensusu, który wzmocniłby pozycję Polski w sprawach, które wykraczają poza horyzont jednej czy drugiej kadencji Sejmu RP.

Mimo szerokiej synergii interesów Warszawy i Brukseli we wszystkich wymienionych kwestiach interesy Warszawy i Brukseli czasem wyraźnie się różnią. Wbrew sugestiom opozycji nie wynika to z takiej lub innej postawy polskiego rządu. Rozdźwięk tych interesów nie pojawił się w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Wyraźna różnica zdań w sprawie polityki UE wobec Rosji, kosztów polityki klimatycznej czy kształtu wspólnego rynku usług trwa praktycznie od początków naszego członkostwa w Unii.

Jednak najważniejszym dziś kryzysem w UE jest kryzys migracyjny. Nieproporcjonalnie duży napór migracyjny na wybrane kraje Unii, kłopoty z ochroną granicy zewnętrznej na południu oraz bijące źródła destabilizacji na Bliskim Wschodzie przynoszą rosnący niepokój polityczny w niemal wszystkich krajach UE. Pojawiają się oskarżenia, także pod adresem Polski, o brak solidarności w dzieleniu się ciężarami tego kryzysu. Nie tu jednak leży problem.

Emocjonalna dyskusja z początku kryzysu, toczona w atmosferze podgrzewanej przez katastrofy humanitarne, dziś się racjonalizuje. Nasi partnerzy w Unii coraz lepiej rozumieją, że Polska, w przeciwieństwie do Francji czy Włoch, nie ma żadnej tradycji interakcji społecznej z Bliskim Wschodem. Dlatego każda, nawet ograniczona liczba przydzielonych migrantów z tamtych terenów jest dla Polski zmianą jakościową.

Bardzo zróżnicowane, także bardzo złe, doświadczenia społecznej koegzystencji społeczności bliskowschodnich z liberalnymi społeczeństwami Zachodu są uważnie śledzone w krajach Europy Środkowej. To kolejny obiektywny powód sprzeciwu wobec migracji z tej części świata. Ów sprzeciw obecny jest w krajach najbardziej doświadczonych i sprawnych, jeśli chodzi o przyjmowanie migrantów. Tym bardziej uzasadniony jest w Polsce, choć nie wszystkie jego wyrazy są godne usprawiedliwienia.

Nie oznacza to jednak, że kryzys migracyjny w UE jest dla nas cudzym problemem, że patrzymy nań obojętnie. Nie tylko polityczna solidarność w Unii, ale i polityczne konsekwencje destabilizacji państw UE sprawiają, że Polska, podobnie jak inne kraje Europy Środkowej, jest gotowa pomagać.

To Polska była jednym z tych krajów, które przesunęły ciężar debaty europejskiej w sprawie migracji na kontrolę granicy zewnętrznej i rozwój współpracy z krajami trzecimi w dziedzinie bezpieczeństwa i pomocy humanitarnej.

Asymetryczna odpowiedzialność

Bez konstruktywnej roli Polski nie można byłoby zawrzeć porozumienia z Turcją, które jest niedoskonałym, ale na dziś najważniejszym środkiem antykryzysowym. To Polska wsparła decyzje o utworzeniu funduszu humanitarnego na potrzeby Grecji. Jesteśmy o krok od przyjęcia dobrego kompromisu w sprawie europejskiej straży granicznej. Wysyłamy w końcu pomoc techniczną nie tylko do Grecji, ale także na Węgry czy do Słowenii. Jesteśmy gotowi do podjęcia prac nad rozwiązaniami dla szlaku libijskiego.

Polska nie jest w stanie przyjmować uchodźców z Bliskiego Wschodu, ale udowodniła, że potrafi być częścią rozwiązania w sprawach finansowych, wsparcia technicznego i zmian prawnych, jakich potrzebujemy, by wspólnie pokonać wspólny – choć rozłożony nierówno – kryzys migracyjny. Zrozumienia dla takiej asymetrycznej solidarności oczekujemy w UE. Niech każde państwo oferuje to, czym może pomóc w tworzeniu wspólnej odpowiedzi. Uznanie asymetrycznej odpowiedzialności za wspólne działania pozwoli uniknąć niepotrzebnych napięć między wschodem a zachodem Unii.

Silniejsza współpraca krajów Europy Środkowej – cel bliski Warszawie jak nigdy dotąd – nie jest projektem zastępczym czy tym bardziej wrogim wobec współpracy z pozostałymi krajami UE, w tym szczególnie z naszymi ważnymi sąsiadami – Niemcami. Współpraca krajów Europy Środkowej – tam, gdzie to możliwe – ma być wsparciem dla procesu adaptacji Unii, osadzenia jej głęboko w rzeczywistości politycznej państw członkowskich. Dobra reprezentacja interesów regionalnych jest jedyną drogą do wzmocnienia UE, która nie może się rozwijać wbrew państwom w imię akademickich modeli integracji. To także jedyna droga do lepszej legitymacji demokratycznej Unii.

Zapowiedzią procesu adaptacji jest porozumienie z Londynem, którego Polska była ważnym współautorem. Ta adaptacja może oznaczać pożegnanie z niektórymi marzeniami o unii politycznej i federalnej. Jednak nawet zwolennicy tych marzeń powinni docenić, że lepsza taka Europa niż żadna. A to właśnie niekontrolowana dekompozycja Europy jest stawką w tej grze. Uderzenia są lepiej absorbowane przez materiały elastyczne. Zbyt sztywne struktury, zamiast znosić ciosy, pękają i tłuką się bezpowrotnie. Jest prawdziwym paradoksem historii, że udanej adaptacji Europy do nowych warunków, tym samym ocalenia jedności europejskiej, mogą dokonać politycy dostrzegający szeroki plan integracji, ale obdarzeni krytycznym zmysłem wobec dzisiejszej UE. Wśród tej rosnącej grupy pragmatyków integracji są na pewno przywódcy Polski czy Wielkiej Brytanii.

Chcieliśmy tego porozumienia z bardzo wielu powodów. Wyjście Wielkiej Brytanii z UE oznacza pełną likwidację unijnych gwarancji praw Polaków pracujących na Wyspach, a także załamanie się równowagi politycznej w Unii na tle stosunku do wspólnego rynku i więzi transatlantyckich oraz ograniczenie unijnego budżetu. W końcu tylko pozostanie Wielkiej Brytanii w zreformowanej UE daje szanse na taką adaptację Unii, która nie będzie pozbywała się kolejnych państw na kolejnych referendalnych zakrętach. Tylko w ten sposób – przez adaptację – możemy zapobiegać scenariuszowi całkowitej dekompozycji Unii.

Adaptacja nie będzie procesem pozbawionym ryzyka dla Polski. Nie każdy jej scenariusz ma sens. Nie każda cena jest warta zapłacenia. Jednak dla podtrzymania wszelkich przejawów jedności Zachodu – także tego unijnego – musimy brać czynny udział w tym procesie.

Źródła żadnego z unijnych kryzysów nie biją dziś w Warszawie.

Strefa euro płaci cenę za brak równowagi między gospodarkami Północy i Południa. Oczekiwana konwergencja nie nadeszła. Kraje pozostały przy swoich przyzwyczajeniach monetarnych.

Kryzys migracyjny jest konsekwencją niezdolności do ochrony granicy zewnętrznej i chaotycznych reakcji podyktowanych takim lub innym rozumieniem humanitarnej odpowiedzialności Europy. Z pewnością taka istnieje. Także Polska ją odczuwa. Ale nie można jej praktykować z naruszeniem stabilności politycznej Europy.

UE nigdy nie była w stanie wziąć pełnej odpowiedzialności za kształt relacji międzynarodowych, nawet u swych granic. Posługiwała się – często z sukcesem – miękkimi instrumentami wpływu, jak polityka wizowa czy umowy handlowe. Holenderskie referendum w sprawie Ukrainy postawiło znak zapytania nawet nad takim ograniczonym rodzajem oddziaływania na europejskie sąsiedztwo na Wschodzie.

We wszystkich tych trudnych sprawach Polska pokazała, że jest częścią dobrych europejskich rozwiązań. Negocjowaliśmy z sukcesem porozumienie z Londynem, kształtowaliśmy porozumienie UE–Turcja. Dziś szukamy pragmatycznego rozwiązania problemu ratyfikacji ukraińskiej umowy stowarzyszeniowej.

Kibice złych scenariuszy

Na percepcji relacji Warszawy i Brukseli zapewne ciąży spór, jaki nas dzieli w sprawie postrzegania zmian wokół Trybunału Konstytucyjnego. Szczególnie na początku przynosił on niepotrzebne skutki uboczne. Ale nawet w tej arcytrudnej kwestii mamy wyraźny postęp. Insynuacje zostały zastąpione przez uporządkowany dialog.

Instytucje UE mają prawo wyrażać swoje opinie, ale nie są stroną sporu w tej sprawie i nie powinny być tak postrzegane w Polsce. Tę pozytywną ewolucję dostrzega bardzo wielu polityków na Zachodzie. Ku mojemu zaskoczeniu ta oczywistość najtrudniej przedziera się w samej Polsce. Jakby ktoś dla własnej korzyści politycznej kibicował złym scenariuszom.

Tylko tak można odebrać agresywną retorykę listu m.in. byłych prezydentów RP, którzy zamiast poszerzać pola dialogu, w iście wiecowym stylu stwierdzili ostatnio, że „antyeuropejskie i ksenofobiczne wypowiedzi i działania rządzących podważają spójność Unii, działają na rzecz interesów imperialistycznej Rosji. Z wiarygodnego, cenionego partnera w Unii i NATO stajemy się »państwem specjalnej troski«".

Nic bardziej mylnego! Warszawa ma poczucie współodpowiedzialności za losy projektu europejskiego i właśnie z tego powodu nie przygląda się biernie kryzysom, które tylko pozornie dotyczą innych państw UE. Każdy problem państw członkowskich jest także naszym problemem. To jednak nie oznacza, że będziemy bezkrytycznie przyjmowali każde rozwiązanie proponowane w Brukseli, Londynie czy Berlinie. Taka płytka postawa – pozornie kompromisowa – byłaby dziś najgorszą przysługą wyświadczoną Europie. Nie takiej postawy oczekuje dziś Unia Europejska od swych państw członkowskich.

Kolejna rocznica akcesji Polski do Unii Europejskiej to dobry moment, by zatrzymać się nad polską polityką europejską. W czasie, który upłynął od tego momentu, wiele zmieniło się w naszym kraju. Także UE przeżywa okres napięć i zmian, często podyktowanych sytuacjami kryzysowymi.

Mimo takiego kontekstu najbardziej zaskakujący jest fakt, że trzeba te rozważania zacząć od stwierdzenia oczywistego faktu. Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości jest zaangażowanym członkiem Unii i NATO. Aktywnie kształtuje proces adaptacji obu organizacji do zmieniających się warunków. Nasz kraj jest dziś częścią rozwiązań najważniejszych europejskich problemów. Jedność Zachodu, której wyrazem są organizacje współpracy z UE i sojuszem na czele, jest kluczowym paradygmatem strategicznym polskiej polityki zagranicznej AD 2016.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Koniec epoki Leszka Millera. Nie znajdzie się na listach do europarlamentu
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Polityka
Polexit. Bryłka: Zagłosowałabym za wyjściem Polski z UE
Polityka
"To nie jest prawda". Bosak odpowiada na zarzut ambasadora Izraela
Polityka
Wybory samorządowe 2024. Kto wygra w Krakowie? Nowy sondaż wskazuje na rolę wyborców PiS
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Polityka
Małgorzata Wassermann poparła pośrednio kandydata PO w Krakowie