Rozporządzenie o podwyżkach dla parlamentarzystów i osób piastujących wysokie stanowiska w państwie prezydent Andrzej Duda podpisał w piątek. Jeszcze tego samego dnia wieczorem zostało ono opublikowane w Dzienniku Ustaw.
Na podwyżce najbardziej zyskali marszałkowie Sejmu i Senatu - od 1 sierpnia ich pensje wynoszą 20,5 tys. zł i są o 75 proc. wyższe od dotychczasowych. Identyczne wynagrodzenie będzie otrzymywał premier – w jego przypadku podwyżka wynosi 40 proc. Czterdziestoprocentowe podwyżki dostali też ministrowie oraz prezesi IPN, NIK czy KRRiTV. O 60 proc. podniesiono za to wynagrodzenia dla wiceministrów. Podwyżki objęły także posłów i senatorów.
Dowiedz się więcej: PiS podnosi pensje wiceministrom, ale dostają też inni
- To nie jest w porządku, że władza jedną ręką zamroziła pensje budżetówce, a drugą rozdaje sobie podwyżki - ocenił w rozmowie z „Super Expressem” Adrian Zandberg, przytaczając historię z jednej ze swoich interwencji poselskich. - Szef mówił załodze, że jest ciężko, więc wszyscy muszą zacisnąć pasa, a potem okazało się, że w tym samym miesiącu kupił sobie nową limuzynę za kilkaset tysięcy. PiS zachowuje się podobnie, jak przysłowiowy Janusz biznesu - stwierdził.
Polityk Razem zwrócił uwagę, że „rząd od lat oszczędza na budżetówce”. - Najpierw podwyżki odebrał im Tusk, teraz zabiera je Morawiecki. To samo dotyczy ludzi, którym obcięto pensje pod pretekstem koronawirusa. Jest wiele grup, którym trzeba pilnie podnieść wynagrodzenia. Ale pan premier Morawiecki naprawdę nie jest na czele listy najbardziej potrzebujących - zauważył.