Unia Europejska stoi przed wieloma wyzwaniami. Słabnie gospodarka strefy euro, w tym niemiecka. Unia walutowa nie jest odpowiednio przygotowana na dekoniunkturę i cały czas brakuje woli politycznej do wprowadzenia niezbędnych reform. Większość ekonomistów zgadza się, że Europa potrzebuje bardziej odważnej polityki fiskalnej, gdyż skuteczność samej tylko polityki monetarnej jest na wyczerpaniu. Ale już dzisiaj wiadomo, że nowa wieloletnia perspektywa finansowa będzie miała mniejszy budżet od poprzedniej.
Do tego zanosi się na wojnę handlową z USA. Europa wciąż nie znalazła też spójnej odpowiedzi na to, jak rywalizować geoekonomicznie z Chinami. Kolejnym wyzwaniem jest wzrastająca presja migracyjna na granice UE, pogłębiona nowym konfliktem w Syrii. Nie rozwiązano problemu integracji pozaeuropejskich imigrantów, a także radykalizacji części spośród nich, co wiąże się z zagrożeniem bezpieczeństwa publicznego. Wreszcie wyzwaniami pozostają brexit i ułożenie strategicznych relacji ze Zjednoczonym Królestwem, jak również nowa odsłona konfliktu w Katalonii.
Siłowa rozgrywka
Przesłuchania kandydatów na komisarzy w Parlamencie Europejskim (PE) były okazją do obserwacji, jak unijne elity podchodzą do tych wyzwań. Niestety ogólny obraz wyłaniający się z tych spotkań jest rozczarowujący, zarówno jeśli chodzi o przyszłą Komisję, jak i posłów Parlamentu. Widać słabość przywództwa, liczne podziały i rywalizację partykularnych interesów, a także zideologizowane podejście do stojących przed Europą wyzwań.
Przystępując do przesłuchań, główne siły parlamentarne miały poczucie rozgoryczenia wobec państw członkowskich, które podejmowały decyzje o wyborze szefowej Komisji, pomniejszając rolę PE. Wbrew oczekiwaniom Parlamentu nowym przewodniczącym Komisji nie został żaden z „wiodących kandydatów" wskazanych przez główne frakcje. Dodać należy, że było to oczekiwanie wykraczające poza traktat o UE, wynikające z rozszerzającej interpretacji tego prawa przez eurodeputowanych. Dlatego już na samym początku przesłuchań Parlament postanowił pokazać państwom członkowskim, że jednak pozostaje ważnym graczem instytucjonalnym. Ponownie poszerzył własne kompetencje, wykraczając poza literę traktatu. Komisja prawna PE w sposób precedensowy odrzuciła dwójkę kandydatów z uwagi na możliwość występowania sprzeczności interesów. Wśród ofiar deputowanych znalazł się Węgier z Europejskiej Partii Ludowej i Rumunka – socjalistka. Później obie frakcje postanowiły dokonać rewanżu na kandydatce liberalnej, Francuzce Sylvie Goulard, która jest też zaufanym politykiem Emmanuela Macrona. Także jej zarzucono konflikt interesów i nieprawidłowe wydawanie funduszy europejskich, pomimo tego, że wcześniej uzyskała zielone światło z komisji prawnej.
Dyplomaci francuscy natychmiast uznali, że jest to „europejski błąd" i poważny kryzys instytucjonalny, dotyczący relacji między Parlamentem a Radą Europejską. Niektórzy uznali nawet, że atak na Goulard był atakiem na samą Francję. Było w tym ziarnko prawdy, gdyż Macron chciał wylansować francuskiego superkomisarza, odpowiedzialnego za trzy obszary: politykę przemysłową, obronną i audiowizualną. We wszystkich tych tematach Francja ma żywotne interesy. Jednak dużo ważniejsze było to, że politycy Europejskiej Partii Ludowej zarzucali francuskiemu prezydentowi, że ten utrącił ich „wiodącego kandydata" na szefa Komisji, czyli Manfreda Webera.